Zaczyna się nowy spór Rady Miejskiej w Tychach z nadzorem prawnym wojewody

Sprawa herbu i flagi Cielmic - jako wsi starszej od Tychów o całe 100 lat i niegdyś samodzielnej, pieczętującej się wizerunkiem kaczki w locie - pojawiła się na październikowej sesji Rady Miejskiej w Tychach. Radni zobaczyli wówczas efekt długich starań o realizację marzeń cielmiczan o podkreślenie swojej historycznej odrębności. Pomysł był śmiały i bezprecedensowy, ale nawet w ministerstwie spraw wewnętrznych udało się w końcu zdobyć dla niego akceptację. Wydawało się, że wkrótce przyjdzie szyć flagę i stawiać tablice z herbem u granic dzielnicy. Znakiem rozpoznawczym Cielmic miała być nawiązująca do dawnej pieczęci złota kaczka w locie z czerwonymi łapkami i czerwonym dziobem na błękitnym tle. Wszystkim się podobała. Miał to być sygnał również dla innych dzielnic chcących podkreślić swoją historyczną odrębność, że w kasie miejskiej są pieniądze na stosowne badania historyczne i heraldyczne. I że każda zainteresowana dzielnica może na to liczyć. A tu nadzór prawny mówi veto.

- Miejscowość, która traci swoją niezależność i staje się częścią innej jednostki administracyjnej, traci jednocześnie prawo do swoich własnych symboli - twierdzi Krzysztof Nowak, dyrektor Wydziału Nadzoru Prawnego w Urzędzie Wojewódzkim. - Przestając być jednostką samorządu terytorialnego, nie może zachować symboli przysługujących tylko i wyłącznie jednostkom samorządu terytorialnego. Rada Miejska nie zamierza pogodzić się z opinią prawników wojewody i oddaje sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

- A jak będzie trzeba, to i do Naczelnego Sądu Administracyjnego się odwołamy - zapewnia radny Mieczysław Podmokły, który wsparł Radę Dzielnicy Cielmice w jej staraniach o herb i flagę.

Nie po raz pierwszy tyska rada miejska nie zgadza się z prawnikami wojewody. I nieraz sąd administracyjny przyznawał jej rację. Mają więc tyscy radni dobre doświadczenie w walce o obronę swoich decyzji. Najgłośniejszą wygraną sprawą była ta dotycząca sprzedaży chipsów, napojów gazowanych i słodyczy w szkolnych sklepikach. Nadzór prawny wojewody uważał wówczas, że swoją uchwałą rada miejska chce ograniczyć swobodę działalności gospodarczej i tyską uchwałę unieważnił. Sąd jednak lepiej odczytał intencje tyskich radnych, którym nigdy nie chodziło o ograniczanie niczyich swobód, natomiast zawsze zależało jedynie na zdrowiu dzieci. I w ten sposób Tychy z wojewodą wygrały.

Inna sprawa, że - jak zauważył radny Podmokły, przewodniczący komisji rewizyjnej w Radzie Miejskiej - nadzór prawny wojewody unieważnia Tychom co drugą uchwałę. Może nie co drugą, ale dość często. Do takich niedawno unieważnionych należy uchwała dotycząca dodatkowej tablicy na pomniku poświęconym czułowskim powstańcom śląskim, który po 70 latach wrócił na swoje miejsce naprzeciw szkoły w Czułowie. Jest mniejszy, nieco inny, i prócz tablicy z nazwiskami poległych powstańców ma mieć jeszcze tablicę upamiętniającą wielkiego patriotę, Józefa Dedę zaangażowanego w powstanie tego pomnika. Dodatkowa tablica miała się pojawić na mocy uchwały rady. Uchwała przez prawników wojewody została unieważniona tylko dlatego, że powieszenie tablicy na pomniku nie wymaga takiego aktu. Wystarczy zarządzenie czy postanowienie, ale nie uchwała. Może i tym razem nie trzeba było uchwały, by Cielmice miały swój znak? Wilkowyje od dawna eksponują swojego wilka na przydrożnej tablicy i nikt się nie czepia.

Na razie poczekamy na rozstrzygnięcia sądowe.