Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Borowski: Napieralski mógł ugrać więcej

Andrzej Grzegrzółka
fot. Wojciech Barczyński.
Z Markiem Borowskim, posłem i założycielem SdPl, byłym marszałkiem Sejmu, rozmawia Andrzej Grzegrzółka.

Podczas naszej ostatniej rozmowy, kilkanaście dni po katastrofie smoleńskiej, dyskutowaliśmy m.in. o przyszłości lewicy w Polsce. Wówczas powiedział Pan, że jedyną szansą na wyjście z politycznego niebytu jest zjednoczenie wszystkich partii lewicowych i uformowanie alternatywy dla PO i PiS. Czy dobry wynik Grzegorza Napieralskiego, który poszedł do wyborów tylko pod sztandarem SLD, nie obala Pana tezy?
To nie kontrastuje z moją wypowiedzią. Wynik Grzegorza Napie-ralskiego jest na poziomie poparcia, jaki uzyskał LiD w 2007 r. W tegorocznych wyborach prezydenckich Napieralski był jedynym kandydatem na lewo od PO i w związku z tym zebrał głosy tych, którzy trzy lata temu zagłosowali na centrolewicowe porozumienie. Natomiast jeśli dobry wynik ma się przełożyć na sukces w wyborach parlamentarnych, to trzeba te głosy nie tylko utrzymać, ale też rozszerzyć. Przecież 13 proc. to nie jest wynik, który satysfakcjonowałby lewicę w Polsce.

O Grzegorzu Napieralskim mówi się, że jest obok Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego trzecim zwycięzcą w tych wyborach. Jaki interes miałby przewodniczący Sojuszu w jednoczeniu wszystkich środowisk lewicowych o niewielkim poparciu? Czy to nie jest tak jak na prawicy, że potrzebne jest silne przywództwo, bez partyjnego rozdrobnienia?
Głoszona tu i ówdzie w SLD koncepcja "jedna partia, jeden program, jeden wódz" to przejaw arogancji i braku realizmu. Pamiętajmy o tym, że Platforma ma lewicowe skrzydło. Ono jest chwilowo dość słabe, przy czym nie zaliczam do niego Palikota. Chodzi mi o polityków PO, którzy opowiadają się za jakąś cywilizowaną formą in vitro, którzy mają wrażliwość socjalną. I jeśli Donald Tusk dobrze odczyta znaki z kampanii, to nie pozostawi centrolewicowego elektoratu samemu sobie. Pamiętajmy, że są lewicowi wyborcy, który z różnych względów nie chcą głosować na SLD. Nie mając żadnej poważnej propozycji, zagłosują na Platformę. Jeżeli szeroko rozumiana centrolewica nie sięgnie po tych ludzi, PO nie będzie miała problemów z przyciągnięciem ich. Partia Tuska po prostu rozbuduje lewe skrzydło, a w Polsce powstanie taki układ jak w USA: Partia Demokratyczna z różnymi skrzydłami i Partia Republikańska. PiS sporo w tej kwestii zrozumiał. Nie do końca wierzę w przemianę Jarosława Kaczyńskiego, ale w częściową na pewno. Otóż PiS stara się zmienić swoje agresywne oblicze i przekaz. Zrozumieli, że to ograniczało ich elektorat. PiS próbuje łagodzić kanty.

Chyba całkiem skutecznie. Ok. 30 proc. wyborców Grzegorza Napieralskiego zagłosowało w drugiej turze na Jarosława Kaczyńskiego.
To wielki problem dla lewicy, gdyż to oznacza, że elektorat Napieralskiego jest rozmyty ideowo. Nie wyobrażam sobie, żeby człowiek lewicy - tak jak ja rozumiem człowieka lewicy - zagłosował na Kaczyńskiego. To jak ogień i woda. Opowieści o tym, że lider PiS jest prosocjalny, są bzdurne. Wystarczy spojrzeć na działania jego rządu, który m.in. obniżył podatki dla najbogatszych. Po drugie, ludzie lewicy nie mogą przejść do porządku dziennego nad jego kontaktami z ojcem Rydzykiem. Jarosław Kaczyński proponuje Polskę prowincjonalną, boi się wszelkiej modernizacji. I jeżeli lewica nagle na niego głosuje, to znaczy, że nie wytworzyła ona trwałych fundamentów, na których opiera się lewicowa postawa. Dwa lata temu pewna europejska instytucja zrobiła badania wśród działaczy SLD. Okazało się, że ich poglądy w znacznym stopniu nie mieszczą się w kanonie socjaldemokracji europejskiej! To oznacza, że część ludzi w Sojuszu przyszła do partii z powodów np. życiorysowych albo, co częstsze, koniunkturalnych, po władzę.

Pogratulował Pan dobrego wyniku przewodniczącemu SLD?
Tak, i to w mediach. To ważniejsze niż wysłany SMS. Może być zadowolony z wyniku, bo nikt nie dawał mu szans na przekroczenie poziomu 10 proc.

Starował z poziomu 3 proc.
Nie przesadzajmy, to jego propagandziści tak mówią. To nie był wiarygodny sondaż. Jego poparcie na początku wynosiło 5-6 proc. Z tego pułapu poszedł ostro w górę i to jest jego wielki sukces. Także jego sztabu i pomysłu na kampanię. Natomiast nie można uznać, że po takim wyniku lewica ma wszystkie problemy za sobą. Znaczna część elektoratu Napieralskiego - blisko połowa - to są wyborcy bardzo młodzi. Oczywiście należy się cieszyć, że młodzież go popiera, ale to jest zarazem najbardziej niestabilny elektorat. Zagłosowali na niego, bo był jedynym młodym wśród kandydatów. Poprowadził młodzieżową kampanię, która w porównaniu do mało porywających kampanii Komorowskiego i Kaczyńskiego była o wiele atrakcyjniejsza.

Jest 2011 r. i wybory parlamentarne. PiS wygrywa i rozpoczynają się negocjacje koalicyjne z SLD, który zdobył 15 proc. poparcia. Political fiction czy całkiem realny scenariusz?
Gdybym to ode mnie zależało, to oczywiście żadne tego rodzaju negocjacje nie byłyby możliwe. Wydaje mi się, że dla obecnego SLD to jest również raczej nie do przyjęcia. Jednocześnie różnego rodzaju sytuacje mogą naruszać tę pewność. Choćby współpraca w mediach publicznych, która do niczego dobrego nie doprowadziła. Oczywiście pomogła Grzegorzowi Napie-ralskiemu w osiągnięciu dobrego wyniku. Wiem także, że głównie pomogła Jarosławowi Kaczyńskiemu, który umocnił się jeszcze bardziej. Tego rodzaju koalicja przeczy wszelkim deklaracjom SLD o kształcie mediów publicznych.

Lider SLD dobrze zrobił, nie popierając nikogo w drugiej turze?
Napieralski moim zdaniem roztrwonił 50 proc. sukcesu z pierwszej tury. Niezadeklarowanie, na kogo się głosuje, jest zachowaniem niegodnym lidera, polityka, który osiągnął spore poparcie w pierwszej turze. Nie musiał wzywać. Wystarczyłoby, aby powiedział, na kogo zagłosuje on sam, i uzasadnił swój wybór. Z punktu widzenia interesów państwa polskiego i lewicy Napieralski powinien poprzeć Komorowskiego. Powinien powiedzieć, że owszem, różnimy się w wielu kwestiach, ale z dwóch kandydatów w drugiej turze Komorowski jest wyborem lepszym.

Może nie udało mu się wynegocjować tego, co chciał, z Bronisławem Komorowskim?
W sprawie parytetów, in vitro, Afganistanu, służby zdrowia Komorowski zadeklarował bliskość z poglądami lewicy. To mało? Tymczasem postawa, którą zaprezentował Napieralski, wbrew temu, co mówił, aby wyborcy sami zdecydowali, miała wyraźnie na celu zniechęcenie do udziału w wyborach. Napieral-ski używał sformułowań nie do przyjęcia. Np. że zarówno Kaczyński, jak i Komorowski ramię w ramię budowali IV RP i w związku z tym nie powinno być dla nich miejsca w polityce. Tego rodzaju zdania są nie tylko nieprawdziwe, ale także zniechęcają do udziału w głosowaniu. Powiem więcej, taka postawa działała na korzyść Kaczyńskiego. Słyszałem od niektórych kolegów z SLD: w zasadzie to jesteśmy za Komorowskim, ale jakby wygrał Kaczyński, to właściwie nie byłoby źle - PO i PiS wzięłyby się za łby, a my z boku pokazywalibyśmy, że jesteśmy jedyną alternatywą nieuwikłaną w ciągłe spory. I z każdym wetem Kaczyńskiego musieliby przychodzić do nas. To nie jest polityka - to polityczka. Dlatego publicznie poparłem Komorowskiego, podobnie jak kilku innych polityków lewicy. Gdyby Napieralski poparł Komorowskiego, to dziś mógłby mówić, że jest współtwórcą jego sukcesu i miałby prawo więcej od niego wymagać, a tak wyszło na to, że Komorowski wygrał mimo Napieralskiego. Spotkałem się z opiniami, że Sojusz powinien być partią zdolną do koalicji za wszystkimi w Sejmie. Taką zdolność koalicyjną ma PSL i od lat balansuje na granicy progu wyborczego.

Jesienią wybory samorządowe. Wydaje się, że jest Pan jedynym kandydatem, który mógłby zagrozić Hannie Gronkiewicz-Waltz. W 2006 r. uzyskał Pan 23 proc. głosów.
Dobry wynik był możliwy tylko dlatego, że byłem kandydatem szerokiego obozu centrolewicowego. Dziś mógłbym wystartować, gdyby możliwe było zawiązanie podobnego, a może nawet jeszcze szerszego porozumienia, w które zaangażuje się także SLD. Wątpię w to jednak, gdyż część polityków SLD myśli tylko o tym, jak utopić mnie w łyżce wody. Cały czas bredzą o jakiejś "zdradzie" etc. i bez przerwy jestem dla nich ością w gardle. No cóż, włosienicy - jak Leszek Miller i Józef Oleksy - nie założę, głowy popiołem nie posypię. I nie tylko dlatego, że twarz ma się tylko jedną. Przede wszystkim dlatego, że jestem przekonany o słuszności mojej koncepcji odbudowy znaczenia lewicy w Polsce.

W Warszawie ma startować Wojciech Olejniczak. To chyba polityk, który byłby zdolny uformować, przynajmniej w Warszawie, szerokie porozumienie.
Tak, Wojciech Olejniczak zdaje sobie sprawę, że rozwiązanie LiD to był błąd i on na pewno poszedłby w kierunku szerokiego porozumienia. Pytanie tylko, czy koledzy mu na to pozwolą.

Nie obawia się Pan, że bez współpracy z SLD to już ostatnie lata działalności SdPl na polskiej scenie politycznej?
Dlatego jestem za współpracą, ale na partnerskich warunkach. Jeśli takich warunków nie będzie, lepiej decydować samemu o sobie. A jeżeli ktoś ma polityczną czy społeczną żyłkę, to znajdzie sobie w Polsce miejsce dla takiej działalności. Polityka nie kończy się na jednej partii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto