18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Elżbieta Bocian-Wagner. Wspomnienia, zdjęcia, karykatury

Jolanta Pierończyk
Bocianówna w karykaturze K. Ałaszewskiego
Bocianówna w karykaturze K. Ałaszewskiego Archiwum rodzinne Wagnerów
18 lipca minął miesiąc od śmierci słynnej niegdyś Bocianówny, 10-krotnej mistrzyni Polski w biegach na 80 m przez płotki. Elżbieta Bocian-Wagner miała 82 lata, 46 ostatnich lat swojego życia przeżyła w Tychach.

Bocianówna rekordzistką Polski na 80 m płotki”, „Bocianówna, Korban i Plewa biją rekordy Polski”, „Dwa rekordy Polski w ostatnim dniu mistrzostw lekkoatletycznych: oszczep – Ciachówna 46,02 m, 80 m – płotki – Bocianówna 11,5”, „Oklaski dla Bocianówny i Swatowskiego”, „Nowy rekord Bocianówny” („w biegu na 80 m przez płotki uzyskała doskonały czas 12,2 sek., wyrównując nienaruszony od wielu lat rekord Walasiewiczówny”)… - tak pisały gazety ponad pół wieku temu.

Elżbieta Bocian-Wagner była wówczas lekkoatletyczną gwiazdą Polski, uczestniczką Igrzysk Olimpijskich w Helsinkach w roku 1952.

Urodziła się w Osiu pod Malborkiem, dorastała w Malborku, po zakończeniu kariery sportowej związała się z Tychami.

Przede mną gruby zeszyt A4 ze zdjęciami i karykaturami lekkoatletki oraz wycinkami z gazet. Poznajemy z nich Elę Bocianównę jako niezwykły talent sportowy, dzięki któremu poradziła sobie nawet bez znajomości techniki biegania. „Stanęłam na starcie tego biegu narodowego [biegi narodowe na dystansie 500 m w r. 1949 w Malborku, miała wtedy 18 lat – red.] i po sygnale startera ruszyłam. Po 300 m miałam dość – usiadłam na bieżni i odpoczywałam – opowiadała po latach Wojciechowi Wieczorkowi dla „Nowego Echa”. – Ale widocznie miałam taką przewagę, że nim dobiegły rywalki, zdążyłam wstać i pierwsza dobiec do mety”.

Przed następnymi biegami podszedł do niej jakiś nauczyciel i poradził jej, by przed startem się rozgrzała, a potem nie biegła od razu zbyt szybko, tylko razem z grupą, oszczędzając siły, a dopiero potem przyspieszała. Tak zrobiła i wygrała zarówno biegi powiatowe, jak i finał wojewódzki w Gdańsku.

Po wygraniu ogólnopolskiego finału biegów narodowych w Warszawie została zawodniczką Lechii Gdańsk.

Na pierwszych mistrzostwach Polski w Łodzi zajęła drugie miejsce, bo kiedy tuż przed finiszem usłyszała oklaski z głównej trybuny, przystanęła i zaczęła szukać wzrokiem kolegów, a wtedy wyprzedziła ją jedna z rywalek i pierwsza przebiegła linię mety. Ale i tak Bocianówna znalazła się w kadrze trenera Mulaka na Igrzyska Olimpijskie, które miały się odbyć w roku 1952 w Helsinkach.

Na ceremonii otwarcia igrzysk polskie lekkoatletki miały piękne stroje: ceglaste marynarki, białe spódniczki i brązowe buty na obcasie.

Bardzo się podobałyśmy, gdyby nie te … skarpety. Ktoś nie pomyślał i do tego pięknego kostiumu dołożył grube, wełniane, białe skarpety, które nijak nie pasowały do lekkiego ubioru, który miałyśmy na sobie

– wspominała po latach Elżbieta Bocian-Wagner w rozmowie z red. Wojciechem Wieczorkiem. – (…) Nie wiedziałam, co począć, gdy jakiś piłkarz, bodaj z Jugosławii, wnikliwie przyglądał się moim skarpetom.”

W tamtym czasie – jak podkreśliła po latach Elżbieta Bocian-Wagner – nie było wspólnych wiosek olimpijskich dla wszystkich sportowców: na jednym końcu zakwaterowane były ekipy „krajów demokracji ludowej”, na drugim znajdowała się wioska „kapitalistów”. Wioska, w której znalazła się Bocianówna, usytuowana była w lesie.

Do miasta nas nie puszczano, na boje przedstawicieli innych dyscyplin też nie było można chodzić, więc jedyna rozrywka były imprezy wewnętrzne. Spotykaliśmy się przy ognisku, śpiewaliśmy, tańczyliśmy (…). Dla umilenia nam czasu przysyłano ze Związku radzieckiego artystów, którzy wieczorami występowali, by nam się nie nudziło.

Na drodze do sukcesu podczas tych igrzysk stanął paraliżujący strach. „Gdy poprowadzono nas na rozgrzewkę na zaplecze stadionu olimpijskiego, była wstrząśnięta. (…) Byłam tak spięta, że zajęłam w swoim przedbiegu czwarte miejsce [/i](…) – mówiła red Wieczorkowi. –_ Dla nas jednak wtedy liczył się przede wszystkim udział w igrzyskach. Sukcesy umęczonych wojną Polaków miały przyjść późnie_j”.

Elżbieta Bocian-Wagner powiedziała wówczas, że cztery lata później, przed igrzyskami w Melbourne, była już znacznie silniejsza, także psychicznie. Do końca życia nie dowiedziała się, dlaczego w ostatniej chwili została skreślona z listy olimpijczyków. Jej miejsce zajęła oszczepniczka, która po olimpiadzie nie wróciła już do Polski. Tak ją zabolała ta nagła zmiana decyzji, że długo nie mogła się zmusić do treningów. W końcu jednak wróciła na bieżnię. Karierę sportową zakończyła dopiero w roku 1963, po śmierci córki.

Elżbieta Bocian-Wagner była 12-krotną rekordzistką Polski w biegu na 80 m przez płotki i w sztafetach, 10-krotną mistrzynią Polski w biegach na 80 m przez płotki oraz w sztafetach 4x100 m, jak również w sztafetach na dystansach nietypowych. Była też czterokrotną mistrzynią Polski w hali. Jej życiowe rekordy to 12 minut w biegu na 100 m (1954 r.) oraz 10,7 min. w biegu przez płotki na 80 m (1961 r.).

Niestety! Zapomniałem, że Bocianówna nie jest ani bokserem, ani też piłkarzem. (…) jest tylko lekkoatletką. To uświadomił mi dopiero wygląd jej mieszkania. Maleńka klitka, której z najwyższym trudem mieści się łóżko, mała kozetka, jedno krzesło i maleńka szafa. Obok za przepierzeniem z dykty, coś co ma imitować kuchnię. Piszę coś, bo tam, gdzie teraz znajduje się planik gazowy i zlew, nie tak dawno jeszcze była wspólna … ubikacja”, pisał Stanisław Spyra przypadkowo zaproszony do Bocianówny na herbatę do jej mieszkania we Wrzeszczu. Tak mieszkała – jak podkreślił dziennikarz (niestety, nie wiadomo z jakiej gazety pochodzi ten wycinek) – „rekordzistka Polski w biegu przez płotki, wielokrotna reprezentantka naszych barw”.

Dziennikarz dodał i to, że w takich warunkach mistrzyni mieszkała ze świeżo poślubionym mężem, technikiem gdańskiej stoczni i koszykarzem gdańskiej Stali, oraz siostrą, uczennicą gdańskiej TWF.

No i doszliśmy do sedna sprawy. Zawodniczka – sportowiec, którą chlubi się Wybrzeże, ba, cała polska lekkoatletyka, mieszka w warunkach sprzecznych z tym wszystkim, co się mówi i pisze o opiece nad członkami kadry i reprezentantami” – pisał red. Spyra.

Przedstawił koleje losu różnych pism, jakie Bocianówna słała do władz różnych instytucji, przyznawał, że mieszkań brakuje i zgadzał się z tym, że w pierwszym rzędzie należą się one przodownikom pracy, jednocześnie pytając, czy „_mistrzyni Polski, wielokrotna reprezentantka naszych barw, członek kadry olimpijskiej, również nie jest przodownikiem pracy?_”. Czy na „swoim odcinku” nie przyczyna się do „rozwijania, rozszerzania, zwiększania i propagowania” kultury fizycznej?

Artykuł kończy informacja w postscriptum, że w ostatnich dniach mieszkanie Bocianówny odwiedzili przedstawiciele ZS Kolejarz ze Stalinogrodu, którzy za zmianę barw klubowych proponowali jej mieszkanie w Stalinogrodzie oraz pokrycie kosztów przeprowadzki” [a zatem artykuł powstał pomiędzy 9 marca 1953 a 20 grudnia 1956 roku, bo właśnie w tym okresie Katowice były Stalinogrodem – red.]

Do Katowic, rodzinnego miasta jej męża, Bocianówna sprowadziła się w roku 1965. Dwa lata później zamieszkała w Tychach, gdzie mąż, pracownik Tyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, dostał mieszkanie. Sportu już wtedy nie uprawiała, ale jak wyznała Marianowi Ryglewiczowi w wywiadzie dla gazetki TSM Oskard, korciło ją, by założyć dres i pobiegać, ale wstydziła się. To nie były czasy mody na jogging.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto