Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Premiera filmu o tragedii tyskich licealistów, którzy siedem lat temu zginęli pod lawiną w Tatrach [ZOBACZ TRAILER]

Aldona Minorczyk-Cichy, Adrian Ołdak
Zdjęcie z akcji ratowniczej pod Rysami w 2003 roku. U góry strony kadry z filmu "Cisza"
Zdjęcie z akcji ratowniczej pod Rysami w 2003 roku. U góry strony kadry z filmu "Cisza" Fot. Arkadiusz Gola
Film "Cisza" opowiada o tragedii tyskich licealistów, którzy w styczniu 2003 r. zostali porwani przez lawinę schodzącą z Rysów. Zginęło wtedy sześcioro uczniów I LO oraz student i opiekun grupy. 28 października o godz. 21.30 w TVN odbędzie się telewizyjna premiera "Ciszy".

- W postaciach filmowych widziałam nas. Gdy jeden z bohaterów opowiadał sen, wiedziałam, że to sen mojego zmarłego męża. Gdy Edyta Olszówka, grająca matkę, wyła, ściskając prześcieradło pachnące jej synem, to też byłyśmy my - opowiada Klaudia Zbiegień, wdowa po Tomaszu, który opiekował się uczniami.

Dla Andrzeja Matuśkiewicza, który w lawinie stracił dwóch synów, Andrzeja i Łukasza, film jest swego rodzaju klamrą spinającą teraźniejszość z tragedią sprzed 7 lat. - Dobrze, że film powstał, choć niekoniecznie tak go sobie wyobrażałem - mówi Matuśkiewicz. Ciągle wraca nad Czarny Staw pod Rysami. Zapala znicze, robi zdjęcia. Czy śmierć synów boli już mniej? - Tylko wtedy, gdy o tym nie myślę - wyznaje.



Czytaj także: Pięć lat od tragicznego zejścia lawiny z Rysów
Reportaż: Tychy płaczą po tragedii w Tatrach
Za wcześnie jeszcze na poszukiwanie ciał tyskich licealistów (Artykuł z 12 maja 2004)
Śmierć pod Rysami: Biegły uważa, że zawinił opiekun wycieczki


"Ciszę" wyreżyserował Sławomir Pstrong. Film wiernie oddaje przebieg wydarzeń, chociaż główny bohater, Wojtek (grany przez Mateusza Banasiuka) to postać fikcyjna. Scenarzyści, Marek Kłosowicz i Katarzyna Śliwińska-Kłosowicz, skonstruowali tę postać z sylwetek młodych tyszan, którzy zginęli w Tatrach.

Pierwszoplanowe role grają Edyta Olszówka, Marcin Perchuć (rodzice Wojtka) i Przemysław Sadowski (nauczyciel).

- To był trudny film. Za plecami czuliśmy historię. Szliśmy śladami tych dzieciaków. Kręciliśmy w tej samej kostnicy, w tym samym szpitalu. To odcisnęło na nas piętno - mówi Olszówka.

Reżyser Sławomir Pstrong ma świadomość niezwykłości tej historii. - Chciałem, żeby była także uniwersalna - przyznaje.

Rodziny zmarłych zakładają fundację, która ma pomagać ofiarom wypadków w górach.

- Nosiliśmy się z tym właściwie już od wypadku, choć był czas, że chcieliśmy zapomnieć. Ale tak się nie da. Historia z filmem sprawiła, że wszystko wróciło - mówi Klaudia Zbiegień.

Fundacja ma promować bezpieczeństwo w górach, zwłaszcza wśród młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają poznawać grozę natury. Rodziny zabitych przez lawinę chcą, by tragedia sprzed 7 lat się nie powtórzyła.

To nie jest film katastroficzny
Rozmowa z Katarzyną Śliwińską-Kłosowicz, współscenarzystką filmu "Cisza"

Przygotowując wspólnie z mężem scenariusz filmu, dużo rozmawialiście z rodzicami tyszan, którzy zginęli w Tatrach. Chcieli pomagać?

Wiedzieliśmy, że po pięciu latach od tragedii, powrót do niej może być dla rodzin bardzo bolesny. Dlatego podeszliśmy do sprawy bardzo delikatnie. To rodzinom pozostawiliśmy decyzję, czy ten scenariusz powstanie. Z każdym spotkaniem z nimi, a było ich bardzo wiele, rozumieliśmy się coraz lepiej. Okazało się, że to bardzo otwarci, niezwykle mądrzy ludzie.

Główny bohater jest jednak postacią fikcyjną.

Tak, ale został stworzony z prawdziwych przeżyć i opowieści o tych młodych ludziach. Mamy nadzieję, że dzięki temu film jest nie tylko prawdziwy, ale i uniwersalny.

W "Ciszy" nie ma sceny, w której lawina porywa młodych ludzi. Dlaczego?

Bo taka scena jest niepotrzebna. To nie jest film katastroficzny. To film o stracie najbliższych, ale też o próbie życia "po". O tym, że w człowieku jest taka siła, która pozwala mu się podnieść. Not. AK

O śmierci za szybko się zapomina
Rozmowa z Janem Krzysztofem, naczelnikiem TOPR w Zakopanem

Czy tragedia tyskich licealistów zmniejszyła liczbę szkolnych wypraw w Tatry?

Trudno powiedzieć. Wypadki w górach były, są i niestety będą. Takie tragedie są dość szybko wypierane z pamięci i nie mają większego wpływu na zachowania turystów. Co jakiś czas jesteśmy wzywani do pomocy grupom, które wyszły wysoko w góry niezupełnie przygotowane, a na dodatek pod opieką osoby nieuprawnionej.

Czy wypadek sprzed siedmiu lat spowodował zmianę albo zaostrzenie przepisów?

Przepisy dotyczące turystyki górskiej były i są dobre. Trzeba tylko, żeby były respektowane, a w tamtym przypadku nie wszystkie wymogi zostały spełnione.

A może przepisy powinny być lepiej egzekwowane?

Egzekwowanie przepisów to nie nasza sprawa. Sprawdzanie przygotowania każdej grupy do wyjścia w góry jest prawie niemożliwe. No i jak mielibyśmy to robić, gdy czasem jednego dnia w Tatry wychodzi nawet 30 tysięcy osób?

Jak doszło do tragedii w Tatrach

28 stycznia 2003 r. w Tatrach obowiązywał II stopień zagrożenia lawinowego. Mimo to licealiści z Tychów o godz. 6 wyszli w góry bez przewodnika;

O godz. 11 TOPR otrzymał informację, że z Rysów nad Czarny Staw zeszła potężna lawina. Porwała 9 osób idących na Rysy, w tym 6 uczniów z LO im. L. Kruczkowskiego w Tychach, studenta i ich opiekuna.

Ratownicy odnaleźli 2 rannych nastolatków (jeden zmarł w szpitalu) i zwłoki opiekuna. Potem pod śniegiem znaleziono ciała innych uczniów. W sumie zginęło 8 osób: Przemek Kwiecień, Szymon Lenartowicz, Andrzej i Łukasz Matyśkiewiczowie, Justyna Narloch, Ewa Pacanowska, Artur Rygulski i Tomasz Zbiegień.

W czerwcu 2006 r. uprawomocnił się wyrok dla nauczyciela Mirosława Sz., organizatora wyprawy. Skazany został na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata. AMC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto