Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Styczeń 1945 w Czułowie. Jakie wojsko kryło się w lasach?

Gabriel Pierończyk
Alfred Gedyga
Alfred Gedyga Gabriel Pierończyk
W styczniu 1945 wojna miała się ku końcowi. Jak ten koniec wyglądał u nas? Jakie było wówczas to wojsko niemieckie, które kryło się po lasach przed wojskiem radzieckim?

Wszystko było rozbite. Każdy z innej kompanii. Chodząc po lesie, napotykaliśmy różnych żołnierzy. Tu dwóch się znalazło, tam dwóch…. Żołnierze chodzili bez celu w różnych kierunkach, starając się nie wpaść w ręce Rosjan

– tak o ostatnich dniach wojny, 70 lat temu, w styczniu 1945 r. mówi Alfred Gedyga, który wówczas miał 25 lat i w mundurze Wehrmachtu był wśród tych błąkających się po lesie żołnierzy. Bez dowództwa, bez jedzenia. Tak znalazł się w Czułowie.

Styczeń 1945 w Czułowie. Rosjanie strzelali, a nam się karabiny zacinały

Alfred Gedyga pochodzi z Radzionkowa, rocznik 1919. Do wojska, oczywiście niemieckiego, trafił na koniec wojny, _1 września 1944 r. Najpierw był na dwumiesięcznych ćwiczeniach w zachodnich Niemczech, potem znalazł się w Popradzie na Słowacji, w Nowy Rok 1945 wysłano go na Przełęcz Dukielską.
Około 12 stycznia, gdy Rosjanie przeprawiali się przez Wisłę w Warszawie, oddział, w którym był Gedyga skierowano właśnie tam. – Posłali nas pociągiem przez Muszynę, Tarnów. Nie dojechaliśmy jednak do Warszawy. Pamiętam jeszcze Miechów. Tam było słychać artylerię, przywozili zabitych – wspomina.
Z Miechowa ruszyli na wschód. – Nawet nie wiem, skąd nagle Ruscy znaleźli się blisko nas – opowiada. - Mieli pepeszki i wszystko przed nimi drżało, a my mieliśmy problemy z naszymi karabinami, bo było bardzo mroźno wtedy i nieraz nie chciały nam strzelać. Blokowały się. Jeden ruski żołnierz strzelił w moją czapkę z daszkiem, którą miałem na głowie, bo tak nas ci Ruscy zaskoczyli, że nawet nie zdążyłem założyć na głowę hełmu, który miałem przywieszony do paska.

Styczeń 1945 w Czułowie.Tylko ten śnieg trzymał nas przy życiu

Po tym starciu oddział, w którym był Gedyga, skierował się na Kraków. – Przez cały czas Ruscy nas napadali – mówi.- Doszliśmy po jakimś czasie do okopów wykopanych 2 -3 dni wcześniej. Leżeli w nich zabici Niemcy. Byli twardzi jak kamień. Mieliśmy się tam bronić. Przyjechał jakiś major, zebrało się kilka kompanii i ten major zachęcał nas do walki, mówiąc, że nie możemy uciekać. Powiedzieliśmy mu, że zacinają nam się karabiny.
Ruszyli na Śląsk. - Szliśmy przez Pustynię Błędowską, przez Chrzanów, po drodze była jakaś huta szkła (Trzebinia), mijaliśmy Jęzor (dzielnica Sosnowca) i szliśmy dalej na Katowice. Nie wiedzieliśmy, że idziemy na Katowice, ale nam się tak wydawało – opowiada Alfred Gedyga.- Przed Katowicami na wschodniej stronie był duży las. Weszliśmy do tego lasu. Było to może około 20 czy może nawet 25 stycznia. Nie wiem dokładnie, bo rachuba czasu się zatraciła. Nie wiadomo było, jaki to dzień tygodnia, jaka data. Tak sobie jednak wyliczyłem, że już był koniec stycznia. Kiedy chcieliśmy z tego lasu wyjść, to odzywały się strzały, więc my z powrotem. Próbowaliśmy z różnych stron wydostać się stamtąd, ale zewsząd strzelali. Bo to było tak, że Rosjanie bali się wejść do lasu, wiedząc, że tam są Niemcy, więc czaili się na skraju i jak się ktoś pojawił, to ostrzeliwali. Nie dało się wyjść. Przy takim spotkaniu dochodziło do wymiany strzałów i Niemcy wchodzili głębiej w las, a Rosjanie pozostawali na swoich pozycjach.
Z mojej kompanii zostałem ja i kolega. Dołączyliśmy się więc do innej kompanii. Po tym lesie chodziliśmy może ze trzy dni. Cały czas bez jedzenia. Jedliśmy tylko śnieg. Co czyściejszy braliśmy do ust, żeby się woda zrobiła. W końcu czuliśmy jakby język i podniebienie były oparzone. Nie dało się językiem ruszać. Ale ten śnieg nas trzymał przy życiu. Może nawet do pięciu dni. Cały czas chodziliśmy, usiłując dołączyć do naszego wojska. Czasem tylko na chwilę zatrzymaliśmy się pod jakimś drzewem.

Styczeń 1945 w Czułowie. Powiedziała, żebym nie dał się wziąć do niewoli

I tak, nie wiedząc o tym, doszli do Czułowa. Po raz pierwszy nie było strzałów. – Była bardzo gęsta mgła. Wyszliśmy na skraj lasu z samego rana, ale nie mieliśmy odwagi opuścić tego lasu. Cofnęliśmy się, trochę jeszcze poczekaliśmy. Moi koledzy, Niemcy, wiedzieli, że jestem Polakiem i około południa wysłali mnie do najbliższego z domów – wspomina Alfred Gedyga. – Idę więc, oni jakieś sto metrów też jeszcze za mną szli, ale jeszcze nie wyszliśmy z lasu, gdy odezwały się pepesze. Ruscy zaczęli krzyczeć „Ruki w wierch”, ja zrozumiałem, więc podniosłem ręce do góry. Z krzaków przy lesie wyszło trzech Rosjan i zabrali nas do najbliższego domu. Na placu było już kilku Niemców. Z domu wyszła jakaś kobieta. Spytałem ją, gdzie jesteśmy. A ona: skąd umiem po polsku? Powiedziałem, że jestem od strony Piekar. Nie powiedziałem, że z Radzionkowa, bo mogłaby nie wiedzieć. Poprosiłem o coś ciepłego do picia, bo nie umiałem już mówić, tak stwardniały miałem język i podniebienie. Rosjanie nie widzieli, że ja z nią rozmawiam, a ona mi powiedziała, żebym się nie dał Rosjanom wziąć do niewoli, skoro jestem Polakiem. Od niej usłyszałem, że już jedną grupę Niemców odstawili do Tychów. Przyniosła mi zwykłej kawy zbożowej bez cukru, ale była bardzo dobra. Potem podszedłem do studni, żeby się jeszcze napić wody. Wtedy zobaczyłem, że tych Niemców, z którymi przyszedłem, Rosjanie zabierają do Tychów, więc schowałem się za studnię, żeby mnie nie widzieli. Potem ukryłem się na stryszku nad chlewem. Rosjanie wprawdzie wrócili, ale ja już tego stryszku nie opuszczałem. Przesiedziałem tam całą noc. Cały czas słuchać było odgłosy artylerii. Musieli gdzieś blisko strzelać.
Na drugi dzień zszedłem około jedenastej, przebrałem się w cywilne ubranie, dali mi coś zjeść i zaproponowali, żebym został, bo niebezpiecznie w taki czas wypuszczać się w drogę. Do tego gospodarza Ruscy sprowadzali postrzelone konie i krowy. Było co robić.
Zostałem tam do momentu, gdy mieszkańcy dostali nakaz zgłaszania wszystkich obcych, jakich mieli w domu. Nie chciałem, żeby mnie zgłaszali, więc postanowiłem spróbować wrócić do domu

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto