Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bojszowska kraina snów: "Różaniec z kolczastego drutu" Józefa Kłyka. Zobaczcie zdjęcia

Jolanta Pierończyk
Jolanta Pierończyk
Pokaz filmu "Różaniec z kolczastego drutu" Józefa Kłyka
Pokaz filmu "Różaniec z kolczastego drutu" Józefa Kłyka Jolanta Pierończyk
"Bojszowska kraina snów" to przegląd filmowej twórczości bojszowianina, Józefa Kłyka. Zaczął się przed pandemią, na jej czas został zawieszony i 21 października 2022 odbyła się projekcja kolejnego filmu. Tym razem był to "Różaniec z kolczastego drutu" oparty na słynnej ucieczce Augusta Kowalczyka (później znanego aktora) z KL Auschwitz 10 czerwca 1942 r. W filmie Józefa Kłyka zagrał go 24-letni bojszowianin, Piotr Uszok.

„Bojszowska kraina snów” to świadome nawiązanie do hollywoodzkiej fabryki snów. A jest to przegląd filmowej twórczości Józefa Kłyka w Gminnej Bibliotece w Bojszowach.

W piątek, 21 października 2022, w tym cyklu Gminnej Biblioteki Publicznej w Bojszowach widzowie zobaczyli film o słynnej ucieczce Augusta Kowalczyka z KL Auschwitz (29 lipca minęło dokładnie 10 lat od jego śmierci). Na widowni zasiadł odtwórca głównej roli, Piotr Uszok, który w chwili, gdy Kłyk myślał o tym filmie i szukał „swojego” Augusta Kowalczyka akurat wrócił z wojska.

- Mieliśmy scenariusz, mieliśmy wszystko gotowe do kręcenia filmu o Kowalczyku, tylko Kowalczyka nie było. I nagle patrzę: idzie Kowalczyk. Chudy, z ogoloną głową, podobna twarz - wspomina Józef Kłyk.

- Już zacząłem pracować po tym wojsku. Przyszedłem kiedyś z nocki i do łóżka, a tu mama mnie budzi, że pan Józek chce ze mną rozmawiać. Powiedział, że kręci film i że ja mam zagrać główną rolę. Chciałem się jakoś przygotować, ale pan Józef powiedział, że nic nie trzeba, tylko w niedzielę mem przyjść na plan. Poszedłem i tak to się zaczęło - mówił odtwórca głównej roli.

August Kowalczyk nie chciał, by w Bojszowach powstał film o jego ucieczce z KL Auschwitz

Sam August Kowalczyk zrazu nie chciał się zgodzić na to, by jego historia zaistniała w amatorskim filmie.

- Miał obiecany film profesjonalny i to produkcji niemieckiej. Zaczęliśmy więc robić nasz film po cichu. Kiedy się o tym dowiedzieć, zaczął nam „podkładać nogę”. Po pierwsze zapytał o copyright, czyli o to, kto będzie czerpał pieniądze z ewentualnego sukcesu filmu. A po drugie nie podobało mu się, że zrobiliśmy z niego złego człowieka, który zabił syna kobiety, jaka go uratowała - opowiada reżyser.

Trzeba mu było przypomnieć, że - jak sam pisze w jednym z wierszy - naprawdę zabił człowieka w niemieckim mundurze. Bo kiedy wstąpił do AK, nierzadko strzelał do Niemców, a wśród nich przecież - o czym wiedział - byli Ślązacy wcieleni do Werhmachtu.

- Scena z zabitym synem gospodyni, która ukrywała Augusta jest wymyślona przeze mnie. Bo gdybyśmy się trzymali życiorysu Kowalczyka, to film kończyłby się na tym, jak przechodzi przez most do Generalnej Guberni - mówi reżyser. - Panu Augustowi tłumaczyłem, że tą sceną chciałem pokazać tragiczny los ludu śląskiego, który walczył w różnych mundurach i nieraz brat strzelał do brata. Natomiast w tej wymyślonej scenie nie pokazuję, że on zabił, ale że brał udział w strzelaninie, w której zginęli żołnierze w niemieckich mundurach i jeden z nich okazał się synem kobiety, która go uratowała.

Gdyby August Kowalczyk, nr 6804, późniejszy aktor filmowy i teatralny, nie zgodził się na ten film, postać głównego bohatera miała być anonimowym uciekinierem, a cały film mówiłby o bojszowianach ratujących tych, którym udało się uciec z KL Auschwitz.

Zgoda ostatecznie była. 23 lata temu August Kowalczyk pojawił się na bojszowskiej premierze „Różańca z kolczastego drutu”, a po projekcji wyściskał Piotra Uszoka, który wspomina udział w tym filmie jako życiową przygodę.

- Było to wielkie przeżycie. Grałem przecież rolę człowieka, który uciekł z Auschwitz i sam mocno to przeżywałem - powiedział 47-letni dziś Piotr Uszok.

Na koniec życia podziękował Józefowi Kłykowi

Sam Kowalczyk po premierze powiedział, że też mocno przeżył ten film i że czuł się, jakby drugi raz uciekał z tego Auschwitz.

- Przed śmiercią zadzwonił i powiedział: "Na początku ten film mi się nie podobał, a teraz mi się podoba" i podziękował - wspominał Józef Kłyk.

August Kowalczyk zmarł w Oświęcimiu. W ostatnich latach często bywał w Bojszowach. Miał tu wielu znajomych.

- Jakiś czas tu nawet mieszkał. Poznał tu nie tylko ludzi, ale też nasze myślenie - powiedział Józef Kłyk.

Po raz pierwszy Józef Kłyk zobaczył Augusta Kowalczyka, kiedy miał 12 czy 13 lat.

- Zobaczyłem go z ekipą filmową na placu u Szymków. A już wtedy filmowanie mnie interesowało. Ale on nas wygonił, bo przeszkadzaliśmy. Po latach mi powiedział, że był atm taki bajtel, który mu się odciął. Ponoć powiedziałem: "A my sobie też możemy filmować, co to takiego?" Ale ja tego nie pamiętam - mówił Józef Kłyk.

To był pierwszy powrót Kowalczyka do Bojszów po wojnie. W roku 1962 czy 1963. Bojszowianie liczyli, że przyjedzie wcześniej, zaraz po wojnie. Nie przyjechał. Nawet nie wiedzieli, czy przeżył.

- Odkrył go stary Broncel, który na filmie przyjechał do niego, kiedy ten siedział w zbożu. Patrzą z kolegą na jakiś film, a tam Kowalczyk, więc przeżył. Napisali do telewizji i potem właśnie przyjechał z ekipą filmową kręcić film o swoim ocaleniu. Żyła wtedy stara Szymczyno, która go uratowała, żył stary Szymek i wszystko było jeszcze tak, jak wtedy, kiedy się tu ukrywał. Teraz wszystko się zmieniło - mówił Józef Kłyk.

Wiele się zmieniło. Nie ma już połowy aktorów, którzy zagrali w tym filmie. Nie żyje też August Kowalczyk, który zmarł 29 lipca 2012 r. I miał dwa pogrzeby: w Oświęcimiu i w Warszawie.

- Byłem na pogrzebie w Oświęcimiu, przemawiałem, przypomniałem, że zawsze mówił, że w Bojszowach się po raz drugi narodził. Natomiast smutno mi było, że nie zostało spełnione jego życzenie. Zawsze mi powtarzał, że chciałby, by na jego pogrzebie zespół Bojszowianie zaśpiewali mu "Czarną Madonnę". Niestety, nie zaśpiewali - mówił Józef Kłyk.

Warto dodać, że do końca swojego życia, na emeryturze, August Kowalczyk jeździł po całym świecie i w ramach teatru jednego aktora przedstawiał historię swojej słynnej ucieczki z KL Auschwitz i ocalenia przez bojszowian.
- Założył sobie, że powtórzy ją 6804 razy (bo taki był jego obozowy numer). Miał mapę z zaznaczonymi miejscami, w których był. A był nawet Japonii, podarował mi nawet plakat z zapowiedzią jego występu. Niestety, do realizacji swojego zamierzenia zabrakło około 200 spotkań. Myślę jednak, że te dwieście razy dopełni nasz film - powiedział Józef Kłyk.

"Bojszowska kraina snów" to właśnie okazja do takich wspomnień przy przepysznych bojszowskich kołoczach i kawie.

W listopadzie - kolejne spotkanie z Józefem Kłykiem i jego filmem w Gminnej Bibliotece Publicznej w Bojszowach.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto