- Pierwszy raz to po prostu przygoda. Za drugim razem idzie się z prośbami, a teraz to już chcemy tylko dziękować. Dziękować za wszystko. W domu nigdy nie potrafiłabym się tak skupić na modlitwie jak podczas tej wspólnej drogi na Jasną Górę. Nie potrafiłabym się tak wyłączyć i skoncentrować tylko na rozmowie z Bogiem. Tu, podczas tej pieszej wędrówki, doznajemy tego, co się nazywa „wypłynąć na głębię” – mówi Eugenia Kania, która po raz dziesiąty czy jedenasty, sama już nie wie dokładnie, przeszła pieszo do Częstochowy Szlakiem Orlich Gniazd.
Piesza Pielgrzymka Szlakiem Orlich Gniazd z parafii bł. Karoliny odbyła się po raz osiemnasty. Tym razem pod hasłem „Wiara, nadzieja, miłość”. Około 140 osób wyruszyło w sobotę, 25 czerwca, rano pociągiem do Zawiercia, a stamtąd już per pedes apostolorum w kierunku Mirowa, na pierwszy przystanek. Ten pierwszy dzień to prawdziwy chrzest bojowy: 27 kilometrów najtrudniejszego, jak twierdzą pielgrzymi, odcinka całego szlaku.
- Ale im trudniej, tym lepiej – zapewniają.- Jest wtedy co ofiarować Matce Bożej.
Spędzili w tej wędrówce trzy dni: w niedzielę, 26 czerwca, dotarli do Zrębic, w poniedziałek, 27 czerwca – do Częstochowy. Do Tychów wrócili we wtorek, 28 czerwca. Prowadziło ich dwóch młodych wikarych: ks. Krzysztof Matuszewski i ks. Marcin Palka, obaj solidnie zaprawieni w pielgrzymowaniu.
- Całe życie jest jedną wielką pielgrzymką i ten krótki wycinek pieszej wędrówki na Jasną Górę, ze swoimi trudami i zmiennościami, najlepiej nam to uświadamia – mówi ks. Krzysztof. – A poza tym w takich trudach człowiek poznaje siebie. Kiedy jemu samemu trudno, lepiej rozumie innych i tym samym staje się bardziej otwarty na drugiego człowieka. To dobra szkoła wspólnoty. Poza tym, oczywiście, że pielgrzymowanie na pewno służy pogłębieniu wiary. Pogłębia ją doświadczenie wysłuchanych modlitw.
- Ktoś powiedział, że skoro chodzi się po górach, zdobywa szczyty, to dlaczego nie iść pieszo do Matki Bożej – dodaje ks. Marcin, który na pielgrzymki chodzi od podstawówki. - Wszystkie trudy wynagradza to pierwsze spojrzenie na obraz. Te pierwsze pięć minut na Jasnej Górze, prosto z drogi.
A przez cały czas te trudy pomaga znosić wspaniała atmosfera, jaką wspólnie tworzą księża i pielgrzymi. Atmosfera przyjaźni, życzliwości, wzajemnego szacunku. I to błogie uczucie wyrwania się z pędu życia.
- Tu wreszcie mamy czas dla siebie – mówi Eugenia Kania. – Można do woli się nagadać. Ale i zastanowić nad sobą.
- Jest czas, żeby porozmawiać o swoich problemach i znaleźć rozwiązanie – dodaje Mirosław Kępiński.
Jest i czas na spowiedź inną niż zwykle. Spowiedź-rozmowę. W drodze.
- Idziemy na tę pielgrzymkę, żeby się naładować na kolejny rok – mówi Bożena Kępińska.
- Rzeczywiście, wracamy z niej z nowymi siłami – dodaje Małgorzata Koszyk.
- I żegnamy się obietnicą, że jak tylko zdrowie pozwoli, to za rok znowu pójdziemy – mówi Bożena Stekla.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że pielgrzymowanie wciąga. Wśród tych pielgrzymów był mężczyzna, emeryt, który za sobą ma już dwie wyprawy do Santiago de Compostella. W zeszłym roku przeszedł ponad 800 km w ciągu 33 dni, w tym roku połowę z tego i nie wyklucza ponownej wyprawy.
Wszyscy mówią, że wystarczy raz spróbować. Raz się odważyć. – Dałem się namówić księdzu proboszczowi i kolegom i oto trzeci raz już wyruszyłem szlakiem orlich gniazd – mówi reprezentant pielgrzymkowej młodzieży, Krzysztof Skarbecki. – Bardzo mi odpowiada ta forma modlitwy, rekolekcji, pewnych wyrzeczeń i … przygody.
Najweselej jest na półmetku, w Zrębicach, w niedzielny wieczór, kiedy do pielgrzymów przyjeżdża ks. proboszcz Józef Szklorz. Jest wtedy msza w drewnianym, XVIII-wiecznym kościółku św. Idziego, a potem ognisko, pieczenie kiełbasek i śpiewy… niekoniecznie na kościelną nutę.
Katastrofa śmigłowca z prezydentem Iranu. Co dalej z tym krajem?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?