Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Artysta musi być biedny

Wojciech Trzcionka
Iwona Konarzewska wbrew panującym tendencjom i kierunkom w sztuce II połowy XX wieku uprawia malarstwo realistyczne, nawiązujące do sztuki Młodej Polski, polskiego malarstwa sarmackiego oraz malarstwa dekoracyjnego lat 20. XX wieku.  zdjęcia i reprodukcje: WOJCIECH TRZCIONKA
Iwona Konarzewska wbrew panującym tendencjom i kierunkom w sztuce II połowy XX wieku uprawia malarstwo realistyczne, nawiązujące do sztuki Młodej Polski, polskiego malarstwa sarmackiego oraz malarstwa dekoracyjnego lat 20. XX wieku. zdjęcia i reprodukcje: WOJCIECH TRZCIONKA
Kiedyś przysięgła sobie, że będzie żyła tylko z malarstwa. Słowa dotrzymała, chociaż jest jej z tym coraz trudniej. - Gdyby tylko zamówienia były - wzdycha Iwona Konarzewska, malarka z Istebnej-Andziołówki.

Kiedyś przysięgła sobie, że będzie żyła tylko z malarstwa. Słowa dotrzymała, chociaż jest jej z tym coraz trudniej.

- Gdyby tylko zamówienia były - wzdycha Iwona Konarzewska, malarka z Istebnej-Andziołówki.

Wydawałoby się, że takich artystów jak ona, już nie ma. Wszyscy, gdy głód zaczyna doskwierać, łapią się za komercję.

Najpierw odwiedzamy kapliczkę, którą wybudował jej dziadek Ludwik Konarzewski - senior (1885-1954), słynny śląski artysta. Potem pani Iwona pokazuje piękną drewnianą chałupę przyozdobioną rzeźbami głów rodzinnej sagi. Dziś mieszka w niej jej brat. Obok stoi też piękny, ale już murowany dom z lat 50. Wybudował go ojciec malarki, Ludwik Konarzewski - junior (1918-1988), też znany artysta. - Te obrazy są dziadka. Zostało mi tylko 30 z wielkiej kolekcji. A było ich 1500 - pani Iwona pokazuje na portrety w pracowni. - A te są taty. Jeszcze więcej malował - dorzuca w holu.

Z farbami w kołysce

W tym domu wszędzie są obrazy - portrety, pejzaże, scenki oraz rzeźbione pamiątki po przodkach malarki. W pracowni stoi kilka sztalug. Podłoga jest trochę umazana farbami. Na ścianach wiszą realistyczne portrety nawiązujące do Młodej Polski.

- Jako maluch byłam strasznie wrzaskliwa. Kiedyś mama niechcący włożyła mi do kołyski farby. I od razu się uciszyłam. Potem za każdym razem, gdy płakałam, dawała mi pędzle i farby - wspomina portrecistka.

Jej najważniejszymi mistrzami byli dziadek i ojciec. - Od nich nauczyłam się najwięcej. Studia, owszem, były ciekawe, poznałam mnóstwo ludzi, którzy interesowali się tym co ja - mówi absolwentka katowickiej filii Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dom Konarzewskich, zamieszkiwany dzisiaj tylko przez panią Iwonę, często odwiedzają studenci. Czasami zaglądają też turyści. Artystka zawsze chętnie ich oprowadza, opowiada o swoich korzeniach i rodzinnej twórczości. Marzy jej się, żeby na parterze pięknej starej willi utworzyć galerię obrazów Konarzewskich. Chciałaby zostawić coś po swoich największych nauczycielach. Ale jak to zrobić, gdy brakuje jej nawet na chleb?

Nagroda poszła na rachunki

Sytuację, w której znalazła się portrecistka, najlepiej przedstawia obraz "Głód" namalowany przez nią przed laty. Przed pustą miską siedzą kot i pies. Ich smutne oczy są wlepione w właściciela. Jego samego nie widzimy - tylko stopy przy misce.

W zimie mróz rozerwał w domu rury. Artystka spała więc ubrana w dwa kożuchy i przez pół roku nie miała wody. Telefon też nie dzwoni od miesięcy, choć zapłaciła część zaległych rachunków. Całą nagrodę w wysokości 2000 zł, którą dostała od władz powiatu cieszyńskiego za całokształt działalności artystycznej wydała na zaległe rachunki, a i tak jest jeszcze winna operatorowi prawie 1000 zł. W sklepie jedzenie bierze ciągle na krechę. - Dobrze, że właścicielem jest kochany człowiek - mówi artystka.

Wydawałoby się, że takich artystów jak ona, już nie ma. Wszyscy, gdy głód zaczyna doskwierać, łapią się za komercję. Ona nigdy. I jeszcze nie użala się nad sobą. Nawet jak mówi o biedzie, uśmiecha się. Jest typem kobiety romantycznej, która wierzy w dobrych ludzi, a i innym dałaby serce. Tylko sztukę stawia ponad wszystko. - Taki jest żywot artysty. Zawsze tak było. Jestem jak wielbłąd, jak jest co jeść, to jem, a jak nie ma, to przymieram głodem. Prawdziwy artysta to biedny artysta - przekonuje malarka. Jej sytuacja pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Ale Konarzewska nie chce jałmużny, pomocy z gminy. Nikomu nie chce być nic winna. Już samo to, że w sklepie ma dług, sprawia, że jest jej ciężko na sercu.

Utrzymuje się właściwie tylko z portretowania i ze szkółek plastycznych, w których malować uczy się aż 70 małych górali i góralek. Ale zamówień jest coraz mniej. - W zasadzie tylko na nie liczę. Tylko malowaniem mogę sobie pomóc. Gdybym miała trochę więcej zleceń, to znowu bym się odkuła - mówi 57-latka.

Nad jednym portretem pracuje nawet do miesiąca, więc obraz kosztuje od 500 do nawet 5000 zł. Ale często umawia się na barter. Raz za portret wzięła dla syna komputer, innym razem za obraz dostała rower.

Kiedyś nawet jeździła codziennie 120 kilometrów na Śląsk portretować rodzinę biznesmena. Przywoziła i odwoziła ją limuzyna, bo przedsiębiorca był zbyt zagoniony, żeby przyjeżdżać do Istebnej. A ona też woli portretować mając przed sobą żywą osobę niż zdjęcie. - Poprzez kontakt bezpośredni poznaję człowieka, wyciągam jego duszę przez oczy. A zdjęcie jest płaskie - tłumaczy Iwona Konarzewska.

Tylko zamówienia ją uratują

Jedna z klientek portrecistki z Istebnej mówi, że Konarzewska to wspaniała osoba, wybitna artystka. - Gdy ją poznałam zamawiając portret mojej nieżyjącej córki, uznałam, że koniecznie muszę jej pomóc. Ale mogę to zrobić tylko w jeden sposób - namawiając znajomych, żeby zamawiali u niej obrazy. Wiem, że to ją uszczęśliwi, bo swoim malarstwem będzie mogła na siebie zapracować - mówi.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto