Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Blues ziemi czarnej

Marcin Król
"O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień,, śpiewa smutnym, zawodzącym głosem nasz Jasiu "Kyks" Skrzek opowiadając o regionie, który z krainy mlekiem i miodem płynącej staje się przyczółkiem biedy.

"O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień,, śpiewa smutnym, zawodzącym głosem nasz Jasiu "Kyks" Skrzek opowiadając o regionie, który z krainy mlekiem i miodem płynącej staje się przyczółkiem biedy. Blues, którego polską kolebką jest Górny Śląsk nigdy chyba nie pasował bardziej do jego krajobrazu - zamykanych kopalń, zarżniętych hut i ponurych hałd. A ekipą bluesową mamy wciąż silną.

Jest nieśmiertelny Irek Dudek, który od prawie ćwierć wieku czaruje nas swoją Rawą Blues, charyzmatyczny Józek Skrzek z reaktywowanym SBB, wesołki z Gangu Olsena. I pamięć o wielkim artyście, choć słabym człowieku, który nie poradził sobie ze śmiertelnym nałogiem - Ryśku Riedlu, legendarnym frontmanie "Dżemu".

Kiedy w czerwcu w Gdyni otwierano Muzeum Rocka i ogłoszono wyniki na najlepszy zespół minionego 45-lecia nikt nie przypuszczał, że najwyższym podium staną chłopcy z siemianowickiej formacji SBB (Silesian Blues Band). Po 33 latach odkąd Józek Skrzek, Jurek Piotrowski i Apostolis Anthimos przewrócili do góry nogami polską scenę muzyczną zdominowaną wówczas przez cukierkowe Czerwone Gitary, proponując odbiorcom mieszkankę bluesa, wyrafinowanego, progresywnego rocka, otrzymali tytuł, który bezapelacyjnie im się należał.

- Wolałem siedzieć z tymi chłopakami w piwnicy w Michałkowicach i ćwiczyć niż jeździć po kraju, pić gorzołę i śpiewać o bzdurach - wspominał Józef Skrzek przed rozpoczęciem niedawnej trasy koncertowej z SBB. - Dziś nikt by w to nie uwierzył, ale tak było. Po prawej stronie był węgiel, po lewej kartofle, a w środku stała perkusja. Dziś w zespole nie ma Jurka Piotrowskiego. Zastąpił go znany m. in. z występów z Patem Metheny, Paul Wertico. W latach 70. SBB nagrywało z Czesławem Niemenem, w pierwszym składzie grał też Irek Dudek. Zespół przymierza się do wydania nowej płyty, jesienią będzie koncertował w USA.

Z hałdy na salony

- Wiele razy się zastanawiałem czy określenie Śląska polską kolebką bluesa nie jest trochę na wyrost. Dziś z pełną odpowiedzialnością jestem już skłonny tak twierdzić - mówi Irek Dudek. Bez wątpienia jest tym facetem, który w dużej mierze do tego się przyczynił. Jego Rawa Blues przyciąga jak magnes, a nad jej fenomenem głowią się tuzy za Oceanem. Nie sposób sobie wyobrazić sobie dzisiaj jesieni bez niego. - Za każdym razem staram się ludziom dać coś nowego, pokazywać różne obszary bluesa. To moja pasja, a ludzie z pasją są wiarygodni. Zanim kogoś zaproszę na festiwal, przyglądam się jak gra i jaką ma pozycję. Jest mi łatwiej to ocenić, bo sam jestem muzykiem. Nie chodzi mi jednak o nazwiska, ale o nowe, ciekawe spojrzenie na bluesa - mówi Dudek.

Śląski blues rodził się w latach 60. Takim magicznym miejscem był nieistniejący już studencki klub "Ciapek" przy ul. Kościuszki w Katowicach. Tam właśnie debiutował 17-letni wówczas Józek Skrzek, występował też inny wielki śląskiej sceny bluesowej, Janusz Hryniewicz. - Jak zamknęli nam "Ciapka" przenieśliśmy się do "Beanusa" w Sosnowcu, a potem do "Twarzy" w Niwce. Fajny był też bytomski "Pyrlik". Tam grałem już SBB - wspomina Irek Dudek.

SBB było jedynym polskim progresywno-bluesowym zespołem, któremu udało się zaistnieć w latach 70. na Zachodzie. Chłopcy ze Śląska bez skrępowania grali obok takich legend jak Jack Bruce Band czy Chick Corea. Dziś nadal są w świetnej formie. - Jeśli ktoś wychodzi od bluesa nie ma szans by go zapomniał. Mody przychodzą i odchodzą, a blues pozostaje - tłumaczy Dudek.

Blues w dziurawych skarpetach

Z bluesa żyć jednak trudno. Choć bez niego byłoby rocka, rock n rolla i jazzu, ciężko z bluesa się utrzymać. - Najpierw trzeba zarobić, żeby go grać - kwituje Michał Kresimon, muzyk i menedżer Gangu Olsena. Popularny "Kresi" ma biuro rachunkowe. - Bogdan, nasz gitarzysta jest zatrudniony w spółdzielni mieszkaniowej w Rudzie Śląskiej jako hydraulik - dodaje Kresi.

- Muzykiem nie zostaje się dla pieniędzy, ale dla realizacji samego siebie. Muzyka jest darem od Boga. Owszem, są ludzie, którzy udowadniają, że z bluesa można żyć. Przykładem jest Tadek Nalepa, czy u nas na Śląsku Dżem. Jeśli robisz coś przez lata z żelazną konsekwencją, wcześniej czy później przyjdzie na ciebie czas. Tak było z Dżemem - twierdzi Irek Dudek.

Na bluesie nie obłowił Jasiu "Kyks" Skrzek. Nie dorobił się nawet strony internetowej - Nie mom auta, nie mom willi, ale jest mi z tym dobrze. Jestem szczęśliwy. A komputer nie robi na mnie wrażenia, bo nowinki cywilizacyjne nie są mi do tego szczęścia potrzebne. Styknie mi telewizor i czasami telefon - śmieje się "Kyks". Bluesman nie ma swojego dekalogu. Zastępuje go wrażliwością i uczuciem. W pewnym sensie jest idealistą. - To musi płynąć z twojego serca, być proste w treści i jednocześnie bardzo głębokie. Taki właśnie był Rysiek Riedel. I tego mu nikt nie zabierze - mówi Józef Skrzek.

Śląski, czarny blues, jego klimat, nastrój jak nigdy dotąd wpisały się krajobraz Górnego Śląska. - Smutne to i szare jak blues - przyznaje "Kyks". - Wszyscy gdzieś pędzą, śpieszą się, bez chwili wytchnienia. Tylko jak im powiedzieć, żeby choć na chwilę się zatrzymali? - dodaje Józek Skrzek.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto