- To nie były setki. To były tysiące ludzi z całej południowej Polski: spod Wrocławia, z Wieliczki, z Rzeszowa... - mówi Jerzy Dominiak, właściciel Domu Bawarskiego, który to lokal przeszedł kuchenne rewolucje Magdy Gessler.
Ludzie stworzyli kolejkę, której nie wszyscy - zwłaszcza ci, co przejechali 200 km - chcieli przestrzegać.
- Taka frekwencja była zaskoczeniem nie tylko dla nas, ale i dla pani Gessler, która sama przyznała, że takiego oddźwięku nie miała żadna dotychczasowa rewolucja, a trzeba dodać, że był to 105. odcinek w tym cyklu - mówi pan Jerzy. - Cieszymy się, ale nie jesteśmy sprostać temu zainteresowaniu. Na dzień jesteśmy w stanie wydać około 130-140 zestawów. Wszystkie nasze dania są bardzo pracochłonne. Czasochłonny jest też cały posiłek. Żeby zjeść cały zestaw, trzeba co najmniej godziny.
Nic więc dziwnego, że nie ma szans, by stoliki Domu Bawarskiego szybko się zwalniały. A kiedy wszystkie stoły pełne gości, to i cała zastawa w użyciu. Po odejściu gości od stołów trzeba czasu, żeby wszystko umyć i ponownie nakryć. Dlatego właściciele Domu Bawarskiego zaczęli zamykać lokal, kiedy jest już pełny i otwierać dopiero wtedy, kiedy znów jest gotowy na przyjęcie gości.
W poniedziałek trafiliśmy na taki czas, kiedy stoły znów były pięknie nakryte. O szesnastej Dom Bawarski w Tychach otworzył swoje podwoje. Wśród pierwszych gości były Iwona Wiąk i Anna Zarzycka-Machnik, które przyznały się, że do "Rewolucji" w ogóle nie wiedziały o istnieniu lokalu w tym miejscu. Na stole już czekał termos z herbatą z bazylii, potem wniesiono chleb i specjalnie przyrządzone masło. Panie chwaliły jedno i drugie.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?