Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwa miesiące po wprowadzeniu zakazu palenia: W Tychach przestrzegają ustawy

Redakcja
arch. polskapresse
Wprawdzie strażnicy miejscy nalotów na lokale nie urządzają, ale zakaz palenia na ogół jest respektowany. Zdania na ten temat są jednak podzielone

Minęły dwa miesiące od chwili wprowadzenia zakazu palenia papierosów w miejscach publicznych. Co to zmieniło? - Obroty mam na tym samym poziomie, co przed wprowadzeniem zakazu, a przynajmniej nie ma potrzeby ciągłego wietrzenia lokalu, dzięki czemu mam mniejsze koszty ogrzewania - mówi właściciel jednego z bieruńskich pubów.

- Dopóki nie zrobiłem palarni, obroty mi nieco spadły, ale teraz już wróciły do normy. Sam zakaz nie jest zły, bo dlaczego ktoś ma wdychać dym, skoro sam nie pali? - mówi Roman Malinowski, właściciel baru eMeR w Lędzinach. W tyskim pubie Żywieckim klientów też nie ubyło - Nie zauważyliśmy, aby przychodziło mniej ludzi. Jest ich raczej tyle samo, co zwykle - zapewnia Damian Goleżdża, szef kuchni.

Dla samych klientów podstawową zaletą zakazu jest to, że ubrania już im nie nasiąkają dymem papierosowym. - Nie palę i zakaz palenia bardzo mi się podoba, przynajmniej teraz po wyjściu z lokalu nie śmierdzę jak popielniczka, - mówi Adam Białoń, klient jednego z barów w Tychach.

Nawet osoby palące coraz bardziej cenią sobie bary bez papierosa. - Jestem palaczem, ale jak najbardziej popieram zakaz. Przynajmniej teraz widzę wszystkich ludzi w knajpie, bo już nie giną w dymie - tłumaczy Marcin Kostka, klient baru w Lędzinach.

- Jestem osobą palącą, ale teraz mogę sobie pójść do knajpy i nie śmierdzieć tak dymem. To jest duży plus. Minus to taki, że trzeba się często odrywać od rozmowy i wychodzić na papierosa - mówi Łukasz Bednarek, jeden z klientów w tyskim Closter Pubie.

Nie brakuje też głosów niezadowolenia. - Zakaz jest bezsensowny. Lubię palić i po to człowiek przychodzi do pubu, by mógł się napić piwa i zapalić papierosa - narzeka Sławomir Jedamski z Lędzin.

Strażnicy miejscy przyznają, że zakaz palenia przyjął się lepiej w różnego rodzaju lokalach niż na przystankach. Od początku jego obowiązywania tyscy strażnicy nie mieli żadnych doniesień w sprawie łamania zakazu w lokalach gastronomicznych, nie wystawili również żadnego mandatu w tych miejscach - Do tej pory nie musieliśmy interweniować w żadnym pubie, specjalnych kontroli również nie prowadzimy, raczej staramy się prowadzić akcję informacyjną - tłumaczy Adam Draczyński, zastępca komendanta tyskiej straży miejskiej.

Za palenie w miejscu, gdzie obowiązuje zakaz, grozi mandat w wysokości od 20 zł do 500 zł.

- Wysokość mandatu w dużej mierze zależy od postawy osoby palącej - mówi zastępca komendanta. Za nieumieszczenie odpowiedniej informacji o zakazie palenia właścicielowi lokalu grozi grzywna nawet do 2 tys. zł. Zdaniem tyskich strażników, właściciela lokalu nie można ukarać za nierespektowanie zakazu przez klientów.

- Ustawa nie nakłada na właściciela obowiązku wzywania straży miejskiej w przypadku, gdy ktoś pali w lokalu - twierdzi Sławomir Gurdek, st. inspektor straży miejskiej w Tychach. Innego zdania jest Marek Czajkowski, komendant straży miejskiej w Pszczynie - W przypadku, kiedy ktoś pali, właściciel baru powinien interweniować. Sama nformacja o zakazie palenia nie wystarczy.

Zakaz palenia w miejscach publicznych był dobrym pomysłem? Jak teraz Wam się oddycha?

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto