MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dwa oblicza cierpienia

Izabela Kacprzak
Erna Gaura mówiła do wnuczki (na zdjęciu niżej) Słoneczko. Miały swoje tajemnice, a teraz wszystko się skończyło. Fot. Agnieszka Łuczakowska
Erna Gaura mówiła do wnuczki (na zdjęciu niżej) Słoneczko. Miały swoje tajemnice, a teraz wszystko się skończyło. Fot. Agnieszka Łuczakowska
Klaudia cierpiała najkrócej. Uderzenie, pierwsze odbicie od maski samochodu z prawej strony, potem drugie. To były trzy, cztery sekundy. I koniec. Rodzice Klaudii od tego dnia nie jedzą, nie śpią, funkcjonują jak roboty.

Klaudia cierpiała najkrócej. Uderzenie, pierwsze odbicie od maski samochodu z prawej strony, potem drugie. To były trzy, cztery sekundy. I koniec. Rodzice Klaudii od tego dnia nie jedzą, nie śpią, funkcjonują jak roboty. To była ich jedyna córeczka.

Babcia Erna próbuje żyć - dla Joasi i Darka, który siebie też wini za śmierć córki. Udaje, że gotuje obiad dla rodziny, ale i tak nikt go nie je. Darek udaje też, że nie płacze. Do momentu, kiedy Joasia zaśnie na chwilę i nie usłyszy. Przykrywa się kołdrą i krzyczy z bólu za swoim 10-letnim Słoneczkiem, które zgasło.

Cierpi też kierowca Adam G., na którego już wydano wyrok. Tak przynajmniej mówi siostra, która wypowiada się w jego imieniu. Ojciec Adama, schorowany płacze i błagalnie prosi: "Przyjdźcie do nas z dobrym słowem!".

Ból

Ale od ubiegłej soboty nikt z dobrym słowem do G. nie przychodzi. Przyszedł tylko tata Klaudii. Z siekierą pod kurtką krzyczał w rozpaczy, która rozum odbiera i godność, że "wszystkich pozabija".

- My też cierpimy - mówi siostra Adama zanim zamknie drzwi, bo "dziennikarze już wyrok na nich wydali". I dodaje, że "oni też chcą żyć" i "też mają dzieci". Adam G. też ma, kilkuletnie, ale nie mieszka z żoną, tylko z rodzicami i siostrą. Może wie, co to znaczy stracić dziecko?

Siekiera

Godzinę wcześniej, zanim zjawił się u Adama, lekarze powiedzieli Dariuszowi Aftyce, że mózg Klaudii nie żyje. Że jego córka nie ma szans, i że nadzieja umarła. Odwiózł do domu matkę, która zemdlała w szpitalu kiedy zobaczyła wnuczkę. Miał razem z nią pójść do domu. Ale poszedł po auto do garażu, chociaż nie może nim jeździć, bo mu tablice ukradli. No właśnie, gdyby nie ukradli, to w tę sobotę pojechaliby do Mikołowa autem, nie autobusem. Pod dom by podjechali i Klaudia by żyła.

Siostra Darka go widziała i przeczuwała, że chce coś strasznego zrobić. Wrócił wściekły. Erna Gaura, babcia Klaudii płakała, żeby głupstw nie robił. Przecież jest jeszcze Joasia, mama Klaudii. Ją trzeba otoczyć opieką, bo sobie krzywdę zrobi.

- Mnie to wszystko teraz jedno - odszczeknął się. - Ja to muszę załatwić sam.

Wypadek

Człowiek w bólu szaleje. Szuka ukojenia, ujścia emocji. A tu trzeba żyć. Choćby z dnia na dzień. W tę sobotę mieli tylko po tenisówki dla Klaudii jechać. Takie do szkoły, bo stare się przedarły. W tygodniu nie ma czasu. Joasia pracuje do późna w sklepiku w Mikołowie. Klaudia pojechała z tatą autobusem, choć wcześniej z babcią żartowała, że dziewczynka pojedzie sama. Bo przecież złodzieje ukradli te pechowe tablice z samochodu Darka. Chyba na złom, a może dla głupiego żartu? Już ich zatrzymali, ale co z tego? Klaudi to życia nie wróci.

Wracali. Wsiedli do autobusu w Mikołowie na przystanku, wysiadali przy ul. Przelotowej w Bujakowie, ruchliwej, bez zatoczki. Za autobusem stanął jakiś samochód. Klaudia z tatą weszła z tyłu autobusu na jezdnię, na drugi pas drogi. Sekunda, może dwie, głuchy, tępy odgłos. Volkswagen golf odjeżdża z piskiem opon. Gubi tablicę rejestracyjną.

Serce Klaudii

Kierowca autobusu dzwoni po pogotowie, na policję. Klaudia krwawi z uszu i nosa. Helikopter leci z nieprzytomną dziewczynką do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Katowicach-Ligocie. Sześć dni później komisja stwierdza śmierć pnia mózgu. To koniec. Serce Klaudii jeszcze bije, ale tylko dzięki respiratorowi. Lekarze pytają delikatnie rodziców, czy zgodziliby się na oddanie serca dziecka do przeszczepu. Heroicznie, ostatkiem sił zgadzają się. - Niech bije w innym dziecku - płaczą. Gdyby chodziło o życie Klaudii też chcieliby, żeby miała szansę żyć.

Ale Klaudia ma nietypową grupę krwi. Wciąż nie ma biorcy, a serce bije coraz słabiej. Do szpitalnego pokoju, w którym leży dziewczynka, przychodzi ksiądz i pyta rodziców, czy oddaliby nerkę, rogówkę.

- Nie, zostawcie nam dziecko - proszą. Chcą ją pochować całą, w sukience. Ona lubiła się stroić, jak każde dziewczynka w jej wieku.

Słoneczko

Erna Gaura mówiła do wnuczki Słoneczko. Miały swoje tajemnice. Klaudia kochała zwierzątka. Wszystkie, te brzydkie też. Dżdżownice, robaki znosiła do pudełka, a biedronki z okna zbierała. Ostatnio przyniosła małego kotka, któremu do chlewika babcia teraz sama zanosi mleczko, bo Klaudia już nie może. Babcia Erna nie wie jak ma dalej żyć, jak wspierać córkę Asię, kiedy sama nie ma sił i chce umrzeć. - Po co dalej żyć? - pyta i wyłamuje palce u rąk.

Wszystko jej się zawaliło. Najpierw zmarł mąż, czyli dziadek Klaudii, potem chory na raka 20-letni wnuk. Ślub brał z dziewczyną na łożu śmierci, za rok pochowała na cmentarzu najstarszego syna. A teraz jej Słoneczko zgasło. A miało tylko 10 lat. Czy człowiek o zdrowych zmysłach jest w stanie to unieść?

I rzuca jakby niechcący: - Nam tylko pozostaje rozejść się do pokoi i gaz odkręcić.

Cmentarz

Raz była w szpitalu u Słoneczka. Wnuczka leżała na łóżku jakby spała, miała rumiane policzki. Babcia po raz pierwszy się uśmiecha, a oczy robią jej się szkliste. Sekundę później znowu jest cała pokurczona. Szuka głupich, niepotrzebnych nikomu zajęć. Idzie przepierkę zrobić, ziemniaki obrać, zupę nastawić i myśli zająć choć na chwilę. Taka obojętność na wszystko.

Joasia z Darkiem siedzą w szpitalu codziennie od 11 do 18. Potem ich wypraszają. Córeczkę pochowają koło dziadka, na cmentarzu w Paniowach.

Sprawca czy ofiara?

Joasia nie może patrzeć na inne dzieci. Do pokoju Klaudii nie pozwala chodzić. Nie je, nie śpi, płakać też już nie może. W ciągu tygodnia schudła siedem kilo.

Darek inaczej to przeżywa. Raz w sobie wszystko gniecie, sam czuje się winny, że córce pozwolił przebiegać przez jezdnię, płacze. Innym razem cały chodzi, chce sam sprawiedliwość wymierzać, bo prokurator w Mikołowie zdecydował o dozorze policyjnym i tysiąc złotych kaucji nałożył na kierowcę.

Adam G. uciekł z miejsca wypadku. Tłumaczył potem, że był w szoku, ale czy na pewno, skoro złapano go dwie godziny później w barze "Bujakowianka" kompletnie pijanego?

Barmanka zeznała co widziała, że przyszedł zdenerwowany, że poprosił o sześć setek wódki, a może o pięć, co mu się nie zdarza w takich ilościach. I że na jej oko, nie wyglądał na pijanego.

Dla wielu było oczywiste, że uciekł bo był pijany - skoro policja zabrała mu, zawodowemu kierowcy tira, prawo jazdy już ze trzy razy za jazdę po pijanemu. Okoliczności są niejasne, bo wciąż nie ma karty karnej Adama G.

Pytania

Sprawa nie jest prosta. Na wniesienie o areszt kierowcy prokuratura miała 48 godzin, ale nie zebrała dowodów, żeby wystąpić o tymczasowe aresztowanie - twierdzi Bogusław Rolka, szef mikołowskiej prokuratury.

Prokurator Rolka zarzuca policji, że sama nie przedstawiła zarzutu kierowcy, że przysłała źle przygotowane dokumenty z wypadku, i że prokurator miał tylko trzy godziny na rozpoznanie dowodów i decyzję.

Właściwie, tłumaczy Rolka, policja w uzasadnieniu podała, że "zachodzą podstawy do przedstawienia zarzutu prowadzenia w stanie nietrzeźwości". Prokurator wie, że ludzi w oczy kole, że Adam G. chodzi na wolności, ale przecież jest tyle pytań, na które trzeba najpierw odpowiedzieć, a potem dopiero osądzić.

- A ja muszę do sprawy podchodzić chłodno, choć sam mam dzieci - mówi z żalem Rolka. Musi być biegły toksykolog, który stwierdzi, czy Adam G. mógł być pijany w chwili wypadku, inny obliczy czy hamował, czy samochód był sprawny i dlaczego kierowca uciekł.

Fakt jeden jest tylko bezsporny - to on zabił Klaudię i uciekł z miejsca wypadku. Ale motywy ucieczki są niejednoznaczne. A ojciec Klaudii? Czemu pozwolił dziecku przejść przez jezdnię w niedozwolonym miejscu? - pyta prokurator Rolka. To zarzut potworny dla ojca, który stracił jedyne dziecko, ukochane. Który prokurator taki zarzut by postawił?

Modlitwa

Policja w Mikołowie w słowach nie przebiera. Areszt był zaklepany. Czy to, że Adam G. się upił miało coś zatuszować? Samo nieudzielenie pomocy skreśla go w oczach społecznych jako ofiarę. Powinien siedzieć.

Ale ludzie mówią, że "każdego szkoda". Sąsiedzi, że "mógł nie uciekać i wszyscy inaczej by patrzyli", ale czy człowiek może przewidzieć reakcję na śmierć?

Ksiądz bujakowskiej parafii, gdzie mieszka Adam G. nie feruje wyroków i nie ocenia.

- Pan Bóg wie jak było i sprawiedliwie to wymierzy i osądzi - mówi spokojnie ks. Jerzy Walisko. - I dla jednych, i dla drugich to cios, to dramat. Wszyscy cierpią. I tylko wiara i modlitwa pozostaje. Wtedy ból będzie mniejszy.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto