Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grupy rockowe z powiatu mikołowskiego i Tychów zagrają w środę na rzecz siedmioletniej Soni

Bogdan Prejs
Sonia ze swą mamą oraz braciszkiem Robertem. Bogdan Prejs
Sonia ze swą mamą oraz braciszkiem Robertem. Bogdan Prejs
Sonia nie ma ani jednej lalki. Nie lubi się nimi bawić. Uwielbia za to pluszaki, szczególnie czarnego misia. - Jeszcze się nie nazywa - odpowiada zapytana, jakie dla niego wymyśliła imię.

Sonia nie ma ani jednej lalki. Nie lubi się nimi bawić. Uwielbia za to pluszaki, szczególnie czarnego misia.

- Jeszcze się nie nazywa - odpowiada zapytana, jakie dla niego wymyśliła imię.

Przywiozła go dziewczynce w niedzielę pewna pani z Zabrza, która wzruszona jej losem specjalnie przyjechała do Mikołowa.

- Lubię też bajeczki, a najbardziej "Tini i jej przyjaciele" - mówi Sonia.

Niektóre umie przeczytać już sama, choć jeszcze nie chodzi do szkoły. I klasę powinna zacząć we wrześniu, ale to nauczyciele przyjdą do niej, bo będzie miała nauczanie domowe. Taka sytuacja potrwa przynajmniej przez rok. To czas, w którym decydować się będzie całe jej życie.

Sonia ma białaczkę i za miesiąc czeka ją przeszczep szpiku kostnego.

Nie pomylił się

- Gdybym w grudniu nie musiała pójść z Robertem do lekarza, żeby wykonać bilans dwulatka, nie wiem, kiedy dowiedzielibyśmy się o wszystkim - mówi Bożena Siedlaczek.

Lekarka widząc bladą cerę towarzyszącej mamie i bratu Soni skierowała ją na badania. Wyszło po nich, że dziewczynka ma anemię. Później okazało się, że to mononukleoza. Gdy dziewczynka zaczęła bez powodu, jak się wydawało, gorączkować, na początku lutego trafiła na badania w Chorzowie. Trwały półtora dnia. Gdy się skończyły, lekarz wezwał panią Bożenę do siebie.

- Powiedział, że Sonia ma ostrą białaczkę szpikową - mama dziewczynki przyznaje, że teraz potrafi już o tym mówić, ale wtedy był to dla niej szok. - O białaczce wiedziałam tyle, że chorujący na nią ludzie nie mają włosów. Przerwałam lekarzowi i powiedziałam, że mnie z kimś pomylił, bo ja jestem mamą Soni Siedlaczek.

Nie pomylił się. Powiedział, że dziewczynka ma 50 procent szans na przeżycie.

Dom w szpitalu

Życie rodziny Siedlaczków zaczęło toczyć się całkiem innym rytmem. W domu pozostał tata z synami - dwuletnim Robertem i czternastoletnim Sebastianem. Pani Bożena zamieszkała z córką w chorzowskim szpitalu.

- Od razu ją zostawiono. Pierwszą przepustkę do domu Sonia dostała po dwóch miesiącach, w kwietniu, a i tak tylko na dwa dni.

Teraz Sonia jest już po czterech cyklach chemioterapii. Długie ciemne włosy straciła zaraz po pierwszym. Na głowie nosi chustkę.

- Jakoś to wytrzymuje - mówi Bożena Siedlaczek. - Najgorzej przeżywają to kilkunastoletnie dziewczyny będące na tym samym oddziale.

Są dorastającymi pannami. W takim wieku każda chce ładnie i dziewczęco wyglądać, dlatego wiele z nich zakłada peruki, by ukryć objawy choroby. Sonia nie do końca zdaje sobie sprawę, na co choruje, ma wszak dopiero siedem lat, choć czasami nawet poprawia mamę, gdy ta w rozmowie pomyli jakiś medyczny termin. Nadal jest pogodnym i rezolutnym dzieckiem, ale kilka miesięcy pobytu w szpitalu, będącym teraz dla dziewczynki niemal całym światem, zrobiło jednak swoje.

Ważne trzy miesiące

W kwietniu cała rodzina Siedlaczków została przebadana pod kątem możliwości pobrania szpiku dla Soni. Okazało się, że dawcą może być tylko Sebastian. Do pobrania od niego szpiku oraz przeszczepu miało dojść w tym tygodniu we Wrocławiu. Niestety, pojawiły się pewne przeciwskazania i chłopak musi jeszcze pozostać pod obserwacją. To spowodowało, że wszystko odwlecze się przynajmniej o miesiąc, bo Sonia musi przejść kolejną chemioterapię.

- Dlatego do przeszczepu dojdzie dopiero w lipcu - rozklada ręce pani Bożena. - A jeżeli okaże się, że Sebastian jednak nie będzie mógł być dawcą, Sonię czeka autoprzeszczep.

To oznacza, że dziewczynce podany zostanie jej własny szpik.

- Sam przeszczep to jedno, ale najważniejsze są trzy miesiące po nim - podkreśla mama Soni. - Wtedy się wszystko rozstrzygnie. Cały ten czas musimy pozostać w szpitalu. Wyjdziemy z niego najwcześniej w październiku.

Obecnie, od środy, Sonia po raz piąty przechodzi trwającą pięć dni chemioterapię.

Siedlaczkowie nie są zamożną rodziną. Żyją skromnie. Leczenie Soni odbywa się bezpłatnie, sami muszą kupować jednak jeden niezbędny medykament, który dostępny jest tylko w Niemczech. Kosztuje 150 zł. Starcza na tydzień. - Zdobywamy go tak, że przekazujemy pieniądze kierowcy busa, który wozi tam ludzi. On kupuje to lekarstwo, a my umawiamy się na jego odbiór przy dworcu w Katowicach - opowiada pani Siedlaczek. Po wyjściu dziewczynki ze szpitala potrzebne będą jeszcze inne leki, które obecnie dostaje na oddziale bezpłatnie. Wówczas trzeba będzie już za nie płacić. Dlatego wiele osób w Mikołowie zaangażowało się obecnie w pomoc dla dziewczynki. Dwa miesiące temu odbyła się akcja krwiodawstwa na jej rzecz. Przed tygodniem podczas festynu na Recie zebrano dla niej 230 zł. Fundacja "Iskierka" zaapelowała o wpłacanie pieniędzy dla dziewczynki na konto ING Banku Śląskiego nr 30 1050 1588 1000 0023 0342 1412 z dopiskiem "dla Soni Siedlaczek".

W środę 21 czerwca odbędzie się koncert charytatywny dla dziewczynki. Przy I LO im. K. Miarki o godz. 17 zagrają zespoły: The Assholes, Nipples Creaples, M 119 (lub Bakteryja) i El Secatorre.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto