Grzegorz Schetyna dziś nie ma już konkurentów. Jest murowanym kandydatem na następcę Donalda Tuska, kiedy ten wystartuje w wyścigu do fotela prezydenta.
Schetyna ma być zarówno szefem partii, jak i premierem. Jak mówią "Polsce" politycy Platformy, w partii na ten temat się nawet nie dyskutuje. Po prostu wiadomo. Najpoważniejszy konkurent Schetyny wczoraj niemal oficjalnie zrzekł się dalszej walki.
Zdaniem jednego z ważniejszych polityków PO Schetyna przejmie władzę w maju lub czerwcu przyszłego roku: - W połowie 2010 roku będzie zjazd, gdzie zostanie wybrany nasz kandydat prezydencki, a zarazem zapewne nowy lider PO, który krótko później zostanie premierem. Nie ma wątpliwości, że będzie nim Schetyna.
- To przedwczesna dyskusja. W Platformie jeszcze nie toczymy takich rozmów - ucina Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu z PO. Ale jego klubowy kolega Waldy Dzikowski przyznaje: - Schetyna to naturalny kandydat. Ma predyspozycje i silną pozycję w partii.
Wczoraj Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO, przyznał, że Schetyna zastąpi Tuska, gdy ten wyruszy walczyć o prezydenturę.
A przecież jeszcze niedawno było ich trzech. - Jeden z was będzie premierem - miał powiedzieć pod koniec listopada Donald Tusk na wewnątrzpartyjnym spotkaniu do Grzegorza Schetyny, Bronisława Komorowskiego i Zbigniewa Chlebowskiego. Po tym wydarzeniu żartowano, że Tusk jako miłośnik historii starożytnej powinien wiedzieć, że wyznaczenie trzech triumwirów oznacza, że jeden z nich będzie musiał pewnego dnia wykończyć dwóch pozostałych.
Ale teraz wszystko wskazuje na to, że na placu boju pozostał jeden kandydat. Chlebowski się zrzekł, a Komorowski jest zbyt słaby. Funkcja marszałka sprzyja budowaniu popularności, ale osłabia wpływy wewnątrz partii. Przekonali się o tym choćby Józef Zych, Maciej Płażyński czy Włodzimierz Cimoszewicz. Zdaniem politologa Jarosława Flisa Komorowski mógłby zagrozić Schetynie tylko w sytuacji, gdyby pod wpływem kryzysu los odwrócił się od Platformy i byłaby ona skazana na koalicję z SLD. Faktycznie, marszałek - choć demonstruje swój konserwatyzm - z lewicą dogaduje się świetnie. Nawet w momentach silniejszych napięć pomiędzy SLD a PO Grzegorz Napieralski chwalił Komorowskiego za to, że traktuje lewicę w kulturalny sposób.
Kiedy w listopadzie pojawiły się doniesienia o "triumwiracie", wciąż spekulowano, że pozycja Schetyny słabnie. Dziś, nawet jeśli było to prawdą, już tak nie jest. Od początku tej kadencji Sejmu pojawiały się pogłoski o napięciach między nim a premierem. Politycy PO zresztą nerwowo je demontowali, a Grzegorz Schetyna pieczołowicie pracował nad sobą.
Adam Lipiński z PiS, tak samo jak Schetyna pochodzący z Wrocławia, przyznaje, że obecny wicepremier potrafi się zmieniać: - Jego kariera zaskakuje. Dowodzi, że - nie afiszując się ze swoimi planami - w ciszy potrafi ciężko pracować nad sobą - mówi Lipiński.
Schetyna dba dziś nie tylko o to, by nie wchodzić w konflikty z kolegami, ale także unika ostrych sporów z opozycją czy prezydentem. Jest przystępny dla mediów. Swoją ostrą, dosadną powierzchowność zamienia w atut. Jest doceniany za bezpośredniość.
- Jako szef klubu był ostry, ale nie mściwy. A to sprawia, że dawna brutalność jest mu szybko zapominana - mówi jeden z polityków PO.
Schetyna stara się nie popełniać błędów. Kiedy próbowano go obarczyć planem budowy autostrad, nie wyrywał się do tego. Miał świadomość, że z tego nikt jeszcze nie wyszedł zwycięsko. Za to chętnie firmował bardziej rokujący projekt rozbudowy i remontu dróg lokalnych, które zyskały przydomek schetynówek.
Ale do momentu, kiedy Donald Tusk odda władzę, jest jeszcze sporo czasu i nie brakuje takich, którzy wątpią w powodzenie planów na miękką zmianę władzy w PO. Poseł Kazimierz Ujazdowski z Polski XXI nie wierzy, że Tusk odda władzę. - Rząd ugrzęźnie w kryzysie, z którym nie będzie sobie mógł poradzić, a rezygnacja premiera byłaby kapitulacją.
Z Jarosławem Flisem, politologiem, rozmawia Wiktor Świetlik
Kiedy Donald Tusk powinien oddać Grzegorzowi Schetynie władzę w PO i skupić się na wyborach prezydenckich?
Dla Tuska najlepiej byłoby tej władzy aż do końca nie oddawać. Może wtedy korzystać z tego, co określa się jako "przewagę sprawującego urząd".
Premierowanie nie będzie gryzło się z kandydowaniem?
Nie, jeśli Tusk przedstawi swoje plany jako kontynuację. A więc równocześnie zapowie takie przekształcenie konstytucji, by był prezydentem mocnym, sprawującym rzeczywistą władzę, a nie będącym tylko jakimś arbitrem czy zgoła liderem opozycji. To jedyne rozsądne rozwiązanie w sytuacji, kiedy Tusk rzeczywiście zdecyduje się na start w wyborach prezydenckich.
W ten sposób Schetyna byłby raczej zastępcą niż następcą...
Tusk byłby przywódcą wspólnotowym, a Schetyna zadaniowym. Nie widzę powodu, dla którego Tusk miałby oddać realną władzę w państwie albo ryzykować, że pewnego dnia premier powie mu jak Miller Kwaśniewskiemu:
Ty już tu nie rządzisz.
Bronisław Komorowski może być czarnym koniem i przejąć władzę w PO?
Jest to możliwe w sytuacji, gdyby Platforma słabo wypadła w wyborach.
Wówczas to on kleiłby koalicję z SLD. Komorowski najlepiej z PO dogaduje się z lewicą.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?