Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hokej GKS Tychy. Z Krzysztofem Majkowskim o PLH

Aleksandra Hakimska
Hokej GKS Tychy. Krzysztof Majkowski, drugi trener
Hokej GKS Tychy. Krzysztof Majkowski, drugi trener Aleksandra Hakimska
Hokej GKS Tychy - tyszanie są wicemistrzem Polski. Walkę o złoto przegrali z drużyną Ciarko Sanok. O meczach w finałach PLH, obcokrajowcach w tyskiej drużynie hokejowej i nadziei na przyszłość - z Krzysztofem Majkowskim, drugim trenerem GKS Tychy

Sezon hokejowy 2013/2014 zamknięty, medale rozdane, jest nowy mistrz Polski i nowy wicemistrz. Od rozstrzygającego meczu minął już przeszło tydzień, a zatem pierwsze emocje opadły. Cieszy to wicemistrzostwo?
Cieszy, ale jest też bardzo duży niedosyt, zwłaszcza, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po sezonie zasadniczym, gdzie mieliśmy ogromną przewagę punktową i graliśmy najlepszy hokej w lidze, te apetyty były bardzo duże. Niestety w finale czegoś zabrakło. Teraz jest czas na analizę błędów i na wnioski.

W barwach GKS Tychy gra wielu kadrowiczów. Ta finałowa walka z Sanokiem, dała im możliwość sprawdzenia się w starciu z graczami zza oceanu. Czy ten finał ukazał słabości polskiej kadry?
Jeśli chcemy porównywać, to porównujemy obcokrajowców z Sanoka z tymi z naszej drużyny - ich umiejętności, ich przydatność w zespole. Polaków mierzmy z Polakami. Obcokrajowców sprowadza się przecież po to, żeby byli o pewien procent lepsi od naszych reprezentantów. O to w tym chodzi. Nie zgadzam się z poglądem, jaki przewijał się w mediach po finałach. Wyszło na to, że dwóch, czy trzech Kanadyjczyków, którzy nie zrobili wielkiej kariery w u siebie, ograło czołowych graczy Polskich, a to zupełnie nie tak.

No właśnie - Kanadyjczycy. Jak to będzie u nas? Jest szansa, by ponownie w naszym składzie pojawił się zawodnik zza oceanu. W zeszłym sezonie mieliśmy Jonathana Ziona, a teraz?
Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić, ale na pewno nie idziemy w kierunku takiego hokeja jaki reprezentuje kanadyjski napastnik Ciarko – Mike Danton. Zasada jest taka – obcokrajowiec ma przyjść tutaj po to żeby zrobić hokej, pokazać hokej, a nie denerwować kibiców i robić bałagan na trybunach. Nie w tym rzecz.

Pomijając Dantona, czy zawodnicy zza oceanu mogą dodać kolorytu grze, ubarwić ją? Grają chyba inny hokej?
To nie tylko inny hokej, to są wręcz inni ludzie. Ich podejście do życia – podejście do treningu, do sportu – jest odmienne. Mówimy o zupełnie innych realiach i nie tylko w skali kraju, ale w odniesieniu do Europy. Oni nawet myślą inaczej, chodzi mi o tzw. „positive thinking” (przyp.red. pozytywne myślenie). Ci zawodnicy bez względu na to czy przegrają 10:0, czy wygrają 8:0 cały czas trzymają swoje tempo, ale tej waleczności i tego sposobu myślenia są uczeni od małego. To zupełnie inne realia.

Pomijając nasze polskie realia, to jednak ciężko o pozytywne myślenie, gdy traci się kapitana. Kontuzja Michała Woźnicy już na etapie ćwierćfinałów wykluczyła go z dalszej gry. To duża strata dla drużyny i nie tylko pod kątem umiejętności tego zawodnika. Michał nie jeden raz udowodnił, że swoją walecznością może porwać ludzi do walki.
Owszem kontuzja Michała miała pewien wpływ na morale. Brakowało go w składzie, choć nie można tego w 100% przekładać na wyniki. Rzecz w tym, że szatnia ma swój specyficzny klimat. Tu słowa muszą mieć pokrycie - to co powiesz, trzeba zrobić na lodzie. Michał to potrafi. Zresztą nawet po kontuzji cały czas mobilizował drużynę do walki. Oczywiście jest różnica gdy on wchodzi do szatni i jest ubrany w cywilny strój, a co innego jak jest jednym z graczy. Nie zapominajmy, że Michał to wychowanek tego klubu, co ma duże znaczenie. Dla porównania spójrzmy na Sanok. Kto nam strzelał bramki? Głównie Kostecki, Ćwikła, a Kanadyjczycy byli od czegoś innego - skupiali naszą uwagę. Ich powstrzymaliśmy, a o wyniku przesądzili właśnie wychowankowie. Tak samo było 2005 roku gdy my zdobywaliśmy tytuł mistrza Polski.

Tak samo, czyli jak?
Wspaniale. Ta chwila zostaje w pamięci na całe życie. Ten tytuł po prostu trzeba wywalczyć. Ligę się wygrywa, ale o mistrza się walczy. Nasi chłopcy byli bardzo zdeterminowani, każdy wiedział o co toczyła się gra i trudno mówić o większej motywacji. Jednak zawsze gdy w szatni jest więcej wychowanków, to ich zapał przekłada się na grę. Tym razem się nie udało, ale nie zamierzamy się poddawać. Zdobycie pierwszego mistrza to ogromny sukces, sztuką jest go powtórzyć - wszystko przed nami.

Pozostałe kontuzje mocno osłabiły zespół?
Dla Jarka Rzeszutki sezon skończył się w piątym finałowym spotkaniu. Najgorsze jest to, że złapał kontuzję w meczu, w którym strzelił dwie bramki i był w bardzo dobrej dyspozycji. W naszym zespole to bez wątpienia najpoważniejsza kontuzja i zapowiada się na bardzo długi okres rehabilitacji – być może nawet 10 miesięcy. Dla sportowca to szmat czasu. Wcześniej gra skończyła się dla Kacpra Guzika. W efekcie choć przez cały sezon mieliśmy „kłopot bogactwa” - było o jednego napastnika za dużo - to w decydującym momencie okazało się, że z czterech składów zostały nam trzy. Odpadł właściwie cały jeden atak.

Przeanalizujmy ten szósty, jak się okazało decydujący mecz w Sanoku. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:0 dla Ciarko Sanok. Jak Pan ocenia to spotkanie?
Pierwsza bramka z mocnego przypadku. Ot hokejowe szczęście. To nie był strzał, to był rzut w stronę bramki, który nasz bramkarz bez problemu obronił. Pech chciał, że krążek odbił się od nogi stojącego obok obrońcy. Choć stał za blisko, to trzeba wyraźnie podkreślić, że na 1000 strzałów oddanych w podobnym ustawieniu 999 nie wpadnie, ale ten jeden się odbije. Niestety tak było w tym przypadku. Druga bramka, to było ewidentne uwolnienie i pomyłka sędziów. Pozostało poczucie niesprawiedliwość. Jednak z drugiej strony gdybyśmy wykorzystali wszystkie sytuacje jakie mieliśmy na lodzie, to nie martwilibyśmy się ani uwolnieniem ani przypadkową bramką.

A teraz dwa słowa o najtragiczniejszym meczu gdzie sanoczanie zdobyli aż 7 goli, z czego 5 padło w pierwszej tercji. Arek Sobecki zastąpił Stefana Zigardy’ego dopiero w drugiej tercji. Dlaczego tak późno zapadła decyzja o zmianie bramkarza?
Są różne szkoły. Z jednej strony bramkarza można zmienić szybo i tym samym zdjęć z niego odpowiedzialność za wynik, a z drugiej - gdy utrzyma się go do końca tercji - dostaje on od trenera taki 100% kredyt zaufania. To tak jakby powiedzieć: ok nie wyszedł ci mecz, ale i tak masz łapać do końca – wierzymy w ciebie.

W takim razie czy Stefan Zigardy zostanie w Tychach na przyszły sezon? Wiadomo coś w sprawie jego kontraktu?
Mamy zamiar go zostawić, bo bez wątpienia jest ostoją naszej drużyny. Zdarzył mu się po prostu słabszy mecz. Na ten moment jest jednak za wcześnie, by mówić o szczegółach. Szykują się też zmiany w kwestii dopuszczalnej liczby obcokrajowców. Kiedyś było tak, że bramkarz zagraniczny zabiera dwa miejsca, musimy wiedzieć jak będzie teraz. To ma duży wpływ na kompletowanie zespołu.

Wróćmy do finałów. Naszym zawodnikom trudno było utrzymać nerwy na wodzy. Kanadyjczycy skutecznie wytrącali ich z równowagi. Były kary. Te w szóstym meczu zupełnie niepotrzebne…
To prawda. Tak doświadczonym zawodnikom nie powinno się to zdarzyć. Oczywiście emocje biorą górę, ale w tak ważnych momentach nie może być o tym mowy.
A skuteczność? Czy to ona była problemem, a może zaklęta bramka Murraya?
W lidze 6 razy spotkaliśmy się z Sanokiem, z czego trzy mecze wygraliśmy my, a trzy oni. Murray bronił właśnie w tych meczach, które przegrywaliśmy. Można powiedzieć, że zabetonował nam tę bramkę, chociaż były sytuacje, w których trudno było nie strzelić gola, a jednak jak na złość krążek nie wpadał. Na ilość okazji jakie stwarzaliśmy, wynik powinien być zupełnie inny.

W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że zawodnicy boją się oddać strzał.
Nie, strachu nie było – każdy chciał strzelić gola. Chodziło raczej o szukanie jeszcze lepszej sytuacji do oddania strzału.

To co nie udało się seniorom wywalczyli młodzicy. Młodzi tyscy hokeiści zostali mistrzami Polski! Na osłodę?
Myślałem, że będziemy świętować dwa złote medale, ale dobrze że swój tytuł wywalczyła młodzież. Zespół stanął na wysokości zadania. To jest ta drużyna, która dwa lata temu okazała się najlepszą w skali kraju. Tym bardziej cieszy, że sukces udało się powtórzyć.

Czyli rosną nam przyszli seniorzy?
Tak i to bardzo dobrzy, ale czeka ich jeszcze dużo, dużo pracy. Nie chciałbym zapeszać. To młodzi chłopcy w wieku od 14 do 16 lat i nie wiadomo jak potoczą się ich losy. Wiele zależy od konsekwencji i determinacji.

Wyróżniający się zawodnicy?
Bartek Jeziorski. Pamiętam go jak miał 7-8 lat. Już wtedy się wyróżniał. To talent, ale musi on być poparty ciężką pracą. Na szczęście póki co tak się właśnie dzieje. Ponadto Piotrek Wasiak i Dawid Duży. Ta trójka jest motorem napędowym drużyny. Plus bramkarz - Kamil Lewartowski – który okazał się najlepszym golkiperem na tym turnieju.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto