Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ireneusz Krosny, jakiego nie znamy. W parafii bł. Karoliny wystąpił jako... rekolekcjonista

Jolanta Pierończyk
Piotr Krzyżanowski
- To nieprawda, że przy Kościele trwają tylko życiowi nieudacznicy, którzy tam leczą swoje nieudolności. Mógłbym spokojnie zaliczać się do grona ludzi, którzy Pana Boga do niczego nie potrzebują. A jest dokładnie odwrotnie – mówi znany mim Ireneusz Krosny, który z powodzeniem robi karierę za granicą, a w kraju, poza normalnymi występami, udziela się również jako … rekolekcjonista.

W tym charakterze wystąpił w parafii bł. Karoliny na inauguracji nowego cyklu comiesięcznych wykładów prorodzinnych pt. „W trosce o życie i rodzinę”.

Nie ukrywa swojej pobożności, głośno mówi o swojej przynależności do wspólnoty modlitewnej w parafii św. Jadwigi i do regularnej, codziennej godzinnej modlitwy.
- Nie zwalniam się z niej nawet, gdy wracam z trasy późno w nocy. Ostatnio wróciłem o 2.30, zapaliłem świecę, odmówiłem różaniec i inne modlitwy. Zajęło mi to około godziny. Spać poszedłem o 3.40 – opowiadał zgromadzonym na pierwszym wykładzie rzeczonego cyklu. – Jak człowiek zacznie znajdować sobie wymówki od regularnej modlitwy, to ona się w końcu straci. Wolę więc trwać przy swoim postanowieniu codziennej modlitwy niż się wyspać.

Spotkanie Krosnego z publicznością w parafii bł. Karoliny przebiegało pod hasłem „Bóg-rodzina-praca”, bo taką właśnie hierarchię wartości przyjął w swoim życiu.
Rodzina jest u niego zaraz po Bogu. Przeznacza jej 18-19 dni w miesiącu. Na pracę daje sobie tylko 12 dni.

- Kiedyś było to piętnaście, ale jednak doszedłem do wniosku, że to za dużo i skróciłem czas pracy do dwunastu dni w miesiącu – mówi Krosny, który dla rodziny zrezygnował u progu swojej kariery z bardzo lukratywnego półrocznego tournee po Stanach Zjednoczonych.

To było akurat wtedy, gdy miało się urodzić pierwsze dziecko Krosnych. Amerykanie zapewniali, że żona dostanie wspaniały apartament w hotelu, będzie miała zagwarantowany poród w najlepszym szpitalu i pomoc dwóch opiekunek do dziecka. – To tylko pół roku – mówili. – A zarobisz tyle, że potem będziesz mógł nie pracować i do woli cieszyć się dzieckiem i rodziną.

Krosny nie dał się zwieść. Oparł się pokusie. – Skąd mogłem mieć pewność, że po pół roku będę miał do czego wracać – przyznaje się.
I po dzień dzisiejszy pracę traktuje jak środek do życia, a nie jak sposób na życie. – Bo praca jest na pewien czas, a rodzina na całe życie – mówi.
Nie chce, żeby trójka jego dzieci znała go tylko z telewizji. Chce z nimi być na co dzień, uczestniczyć w ich życiu. Odwozi je do szkoły, na zajęcia pozalekcyjne, chodzi na wywiadówki. Jest prawdziwym ojcem.

A jak się czuje jako rekolekcjonista? Śmieje się, że nikt z nim nie uzgadniał tego tytułu. Twierdzi, że rekolekcjonistą się nie czuje, choć od dawna, z różną intensywnością, prowadzi spotkania ewangelizacyjne. Jest zresztą absolwentem … Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

- Poszedłem na KUL, bo to był czas, kiedy ja sam przeżyłem osobiste spotkanie z Bogiem i miałem ogromny głód wiedzy, chciałem więcej wiedzieć, zrozumieć – opowiada. – Ale i myślałem o tym, by mój teatr szedł dwutorowo: z jednej strony normalne przedstawienia, z drugiej – działalność ewangelizacyjna. Niestety, praca z zespołem okazała się bardzo trudna do realizacji w sensie zawodowym. To była ciągła rotacja ludzi, a pantomima wymaga, niestety, najpierw opanowania warsztatu zanim się zostanie aktorem, w związku z tym po trzech latach takiej działalności stwierdziłem, że ponieważ chcę pójść w zawodowstwo, pójdę sam. To był rok 1992. Rozwiązałem zespół i założyłem jednoosobowy teatr. Pomyślałem sobie jednak, że status profesjonalnego artysty będę wykorzystywał w służbie Kościołowi.

Choć ma wykształcenie teologiczne, nie chce stawać przed ludźmi, by nauczać czy wskazywać jedyną słuszną drogę. Staje przed ludźmi, by im powiedzieć, jak on sobie w życiu rozłożył akcenty i jak to funkcjonuje. Ale oczywiście cieszy się, gdy słyszy, że komuś pomógł się odnaleźć.

I tak się dzieje po spotkaniach ze studentami pierwszego roku w ramach ruchu studenckiego „Płyń pod prąd”, które prowadzi w Gdańsku, Poznaniu i Warszawie. - Przyjeżdżam po roku i widzę osoby, które mówią, że to spotkanie sprzed roku tak je wewnętrznie poruszyło, że postanowiły się zaangażować w jakąś wspólnotę i teraz należą do grona organizatorów tego kolejnego spotkania – mówi Ireneusz Krosny.

I jest przykład sprzed lat.
- Niedawno po jakiś zwykłym biletowanym występie w jakimś teatrze podchodzi do mnie kobieta i mówi: „Muszę panu podziękować, bo dzięki panu mam wierzącego męża”. I przypomniała mi, że jako student prowadziłem takie rekolekcje Bytomiu-Radzionkowie i ten człowiek wtedy się nawrócił, zapisał do oazy i stał się wierzącym, jak się okazało, na całe swoje życie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto