.„On ma wzrastać” – takie motto wybrał sobie na początek swojej duszpasterskiej drogi i przy nim pozostał. Jest wypisane na 27 obrazkach jubileuszowych przedstawiających różne ujęcia obiektów, które w Tychach zbudował, ale są wśród nich też dwie rzeźby Chrystusa, które jako proboszcz parafii Ducha Św. nabył, by pomóc ich autorom. Za tego, który znajduje się na krzyżu nad wejściem autor mógł wykształcić córkę. Ten, który jest na krzyżu na placu ułatwił start w powojskowe życie młodemu mężczyźnie.
Kościół Ducha Św., cmentarz i kościół cmentarny na Żwakowie to największe dzieło ks. prałata Franciszka Resiaka. A ściślej mówiąc: na Zapadzi, bo tak właśnie nazywa się ta część Żwakowa. „Kościół na Zapadziu” to będzie tytuł książki, którą ksiądz przygotowuje na przyszły rok, na 40-lecie swojego życia w Tychach. Będą to znane i nieznane fakty z budowy kościoła, ale też refleksje i rozważania na temat swojej duszpasterskiej pracy, życiowych doświadczeń. I będzie o szczęśliwych przypadkach, które pomogły dziełu tworzenia tego obiektu.
- To było budowanie przy ogromnym niedostatku pieniędzy. Należności wypłacałem w poniedziałek po niedzielnej kolekcie, na którą czekałem jak na zbawienie – opowiada jubilat. – I tak było do końca. Do ostatniej wypłaty. Przy jednej stało się coś w rodzaju cudu. Kiedy szedłem do siebie po pieniądze, których nie miałem, nagle słyszę dzwonek do drzwi. Na progu – pan Franciszek Witański, dyrektor kopalni „Boże Dary”. Przyniósł ofiarę na budowę cmentarza. Dwa tysiące. Dokładnie tyle, ile miałem zapłacić człowiekowi, który czekał w kancelarii.
Opatrzność pomogła mi też wtedy, kiedy odchodziłem na emeryturę i nie wiedziałem, gdzie się podzieję. Nie stać mnie było na kupno mieszkania. Nie miałem pieniędzy nawet na najtańsze. Wtedy jedna z sióstr powiedziała mi, że elżbietanki likwidują trzy domy zakonne. Jeden z nich był do wzięcia na Wygorzelu. Oczywiście, do remontu, na który też nie miałem. Okazało się jednak, że w kopertach, które wraz z kwiatami ludzie wręczali mi na pożegnanie znalazła się dokładnie taka kwota, jakiej potrzeba było na remont.
Książka miała być gotowa już teraz, na złoty jubileusz kapłaństwa, ale ks. prałat Resiak, mimo emerytury, nadal jest człowiekiem ogromnie pochłoniętym pracą. Bardzo dużo czyta, pisze i ciągle coś robi przy swoim nowym domu. Własnoręcznie m.in. dobudował piękną altanę, sadzi drzewka. Towarzyszy mu labrador Bil, podobiznę którego wkomponował w jubileuszowy obrazek z reprodukcją portretu św. Franciszka z Asyżu.
- Psy towarzyszą mi od roku 1980. Bil jest czwarty. Pierwszy był owczarek niemiecki Boss, potem dog imieniem Bet, a następnie foxterierka Wilma – mówi.
Gdyby nie został księdzem, byłby pewnie prywatnym przedsiębiorcą. Ma cechy przywódcze. To właśnie one sprawiły, że już po trzech i pół roku kapłaństwa został samodzielnym duszpasterzem. Proboszczem najpierw w Nierodzimiu (1965), potem w Jaworzynce (1968), następnie w Paprocanach (1972). Jest wymagający przede wszystkim od siebie samego. Kocha pracę. Nigdy niepotrzebne mu były urlopy i wypoczynki. – Nie wiem, co to nuda – mówi. – Zawsze miałem mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Teraz też.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?