Byłem na tej wycieczce. Na Rysy wszedłem z pierwszą grupą, w poniedziałek, ale bardzo chciałem iść także następnego dnia - mówi Michał Kasperczyk, który 14 lat temu był uczniem I LO im. Leona Kruczkowskiego w Tychach.
Pojechał, bo kolega pożyczył sprzęt
Tak naprawdę miał w ogóle nie jechać, bo nie miał sprzętu. Tak się jednak złożyło, że przed wyjazdem kolega, który był na liście uczestników tej zimowej wyprawy na Rysy, złamał nogę i swój sprzęt postanowił pożyczyć Michałowi Kasperczykowi.
- Dokupiłem tylko buty, które, nota bene, pomógł mi wybrać sam organizator wyprawy. Poświęcił swój prywatny czas, żeby pojechać ze mną do Katowic i dobrać odpowiednie obuwie – mówi.
Michał nie pojechał jednak z całą grupą, bo w niedzielę, 26 stycznia, musiał być na mszy w kościele Ducha św. z okazji swoich 18. urodzin.
- Mszę odprawiał nasz katecheta, ks. Damian Gajdzik, który w tym pełnym kościele powiedział, że jeszcze tego dnia wybieram się w Tatry, żeby z ich szczytu spojrzeć na piękno świata – wspomina.
W tej mszy uczestniczył kolega, który pożyczył mu swój sprzęt, a podczas ofiarowania, jak mówi Michał, skakał wokół ołtarza na jednej nodze.
Do uczestników wyprawy Michał dotarł pod wieczór.
- Przed snem mieliśmy jeszcze odprawę, w czasie której uczyliśmy się, jak korzystać ze sprzętu, jak się zachować podczas lawiny, itp. Wiedzieliśmy wszystko. Byliśmy dobrze przygotowani - wspomina.
Rano - wyjście.
- Pogoda była piękna. Na szczycie posadziliśmy naszego klasowego misia z czekanem, porobiliśmy zdjęcia i w dół. Po powrocie opowiadaliśmy reszcie grupy, jak było pięknie, niejako zaostrzając im apetyt - opowiada.
On sam też chciał powtórzyć wspinaczkę i rano był już gotowy do wyjścia. - Pogoda była nieco gorsza niż poprzedniego dnia, nauczyciel poszedł do TOPR-owców, żeby zapytać, czy można wyjść w góry, ale nie usłyszał zakazu. Mnie natomiast powiedział, że jeśli mógłbym zostać w schronisku, to mój sprzęt wzięłaby Justyna Narloch. Nie pamiętam, o jaki element chodziło, ale staraliśmy sobie pożyczać rzeczy lepszej jakości, żeby szło się nam jak najlepiej i najbezpieczniej - wspomina.
Grupa poszła. Około dziesiątej ci, którzy zaliczyli Rysy poprzedniego dnia, postanowili wyjść jej naprzeciw.
Lawina 2003: Nagle poczuliśmy drżenie ziemi
- Dotarłszy do Czarnego Stawu, usiedliśmy na lodzie i popatrzyliśmy w górę. Zobaczyliśmy ich. Wyglądali jak maleńkie czarne kropki na wielkim białym tle. Dostałem SMS-a, że w Tychach testowany jest nowy autobus. Przeczytałem go kolegom. Nagle czarne punkciki w górze zniknęły, a chwilę potem poczuliśmy drżenie ziemi.
„Lawina!” , wrzasnął opiekun i kazał nam wracać do schroniska. Biegliśmy co sił w nogach, potykając się o krzewy, skałki. W pewnym momencie usłyszeliśmy huk. Lawina uderzyła w lód Czarnego Stawu, a na nas posypał się śnieżny pył. Kiedy dobiegliśmy do schroniska, wszędzie stały już wozy transmisyjne, dziennikarze zasypali nas pytaniami. Uciekliśmy do pokoju i staraliśmy się stamtąd nie wychodzić, czekając na powrót nauczyciela.
Wiedzieliśmy, że zeszła lawina, że helikopter jest w drodze. Udało mi się sfotografować tablicę, na której informacja pogodowa nie była uaktualniana od 10 dni. Zdjęcie to było potem jednym z materiałów dowodowych w sądzie – opowiada Michał Kasperczyk.
Lawina 2003: Uciekam w dobre wspomnienia
Z pokoju, w którym miał spędzić trzecią noc został on jeden. Kolega, który wszedł z nim na Rysy poprzedniego dnia, we wtorek rano wrócił do Tychów, pozostali zginęli pod lawiną. Na zawsze zapamięta, jak tuż przed wyjściem pili jeszcze gorącą herbatę z cytryną. Wyszli, zostawiając w pokoju straszny bałagan.
Wieczorem przyjechali rodzice autobusem wysłanym przez miasto. Przyjechali też psychologowie, którzy mieli pomóc młodzieży w przeżyciu tragedii. - W takich chwilach człowiek czasem woli być sam. Nie wszyscy potrzebują pomocy psychologicznej, a nam została ona narzucona. Pytania psychologów, dla mnie osobiście, były irytujące.
Owszem, straciliśmy kolegów. Wydarzyła się straszna tragedia, ale ryzyko jest zawsze wpisane w górskie wyprawy. Wiedzieliśmy o tym. Każdego gdzieś śmierć czeka, pozostali muszą żyć dalej i na swój sposób staraliśmy się żyć i my. Ja zawsze uciekam w pozytywne wspomnienia, a pięknych chwil podczas tej wyprawy nie brakowało. Mnie osobiście pomoc psychologiczna nie była potrzebna ani tam, w Tatrach, ani potem, w szkole - mówi Michał.
W środę rano, po śniadaniu, na które nikt nie miał ochoty, uczestnicy wyprawy autobusem, którym poprzedniego dnia przyjechali rodzice, wrócili do domu.
Lawina 2003: Historia zatoczyła koło
Początkiem maja, nim Tatry zaczęły oddawać tych, których w styczniu uwięziły pod śniegiem, Michał był na mszy w kościele Ducha św. z okazji 18. urodzin kolegi, który pożyczył mu sprzęt na wyjazd w góry. Tym razem to on miał złamaną nogę i to on podczas ofiarowania skakał wokół ołtarza na jednej nodze.
- Historia zatoczyła koło – powiedział wtedy ks. Damian Gajdzik, którego uwadze nie uszedł ten szczegół.
Cała historia została zamknięta 21 czerwca, kiedy odbył się ostatni pogrzeb ofiar lawiny.
Zobacz zdjęcia z akcji ratowniczej pod Rysami:
Tragedia pod Rysami: 28 stycznia 2003 roku lawina porwała tyskich licealistów [WSPOMINAMY]

Czapka Mikołaja na wieży ratuszowej w Głogowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Potworna śmierć młodej kobiety. Rekin zaatakował ją na oczach 5-letniej córki
- Zmarł Leontij Sandulak. Był współautorem Aktu Niepodległości Ukrainy z 1991 roku
- Skandal na COP28. Szef szczytu zanegował słuszność rezygnacji z paliw kopalnych
- Rozkładające się ciała dzieci w Gazie. Szokujące nagranie z opuszczonego szpitala