18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Woźnica, kapitan GKS Tychy. Co dla niego znaczy 14?

Aleksandra Hakimska
Michał Woźnica, kapitan GKS Tychy. Zawodnik z numerem 14. Numer odziedziczył po ojcu, które także był hokeistą GKS Tychy. Sport w rodzinie Woźniców ma głębsze korzenie.

Każdy, kto choć trochę interesuje się tyskim hokejem, zna tę historię na pamięć, ale powinni ją poznać również ci, u których ten sport nie budzi aż tylu emocji. Dlaczego? Bo to opowieść o rodzinnej tradycji, sile charakteru, sukcesach i dramatach. Te cechy łączy jedno nazwisko – Woźnica.

Michał Woźnica. Serce zespołu

18 marca 2014 r. Za chwilę na tyskim lodowisku rozpocznie się 5. półfinałowy mecz pomiędzy hokeistami GKS Tychy a Aksam Unią Oświęcim. Drużyny wyjeżdżają na lód i w tej chwili halę wypełnia głośny okrzyk kibiców: MICHAŁ WOŹNICA! Dlaczego skandują akurat to nazwisko? Otóż, dzień wcześniej Michał Woźnica, kapitan tyskiej drużyny przeszedł poważną operację. Powodem była kontuzja, jakiej doznał podczas ćwierćfinałów, a więc na samym początku walki o medale. Dostał krążkiem w twarz, co skończyło się urazem szczęki oraz złamaniem łuku jarzmowego. Diagnoza brzmiała jak wyrok i oznaczała koniec sezonu. Ale choć Michał Woźnica, skrzydłowy pierwszego ataku i wychowanek tyskiego klubu, na lód nie wyjechał, to do końca wspierał drużynę i swoich kibiców. Już kilka godzin po zabiegu media obiegł jego SMS: „Jeszcze żyję i już myślę o powrocie do gry. Póki co jednak jutro moi koledzy muszą pokazać swoją siłę na lodzie, a kibice mega dobry doping. Tylko tyski GKS!” I stało się tak jak chciał kapitan! Tego dnia zarówno zawodnicy, jak i publiczność stworzyli na tyskim lodowisku cudowną atmosferę...

Michał Woźnica, Duch walki

Jakim typem zawodnika jest Michał Woźnica, najlepiej pokazuje sytuacja w gabinecie lekarskim. Gdy usłyszał, że operacja to konieczność zapytał, czy po zabiegu będzie mógł jeszcze zagrać w trwających rozgrywkach. Lekarka spojrzała na niego i odpowiedziała, że… chyba zwariował! –Byłem umówiony z trenerem, że jeżeli lekarze się zgodzą, da mi jedną zmianę – mówi Woźnica.–Specjalnie przyspieszałem operację. Ale ryzyko okazało się zbyt duże.
Trzeba przyznać, że kapitan tyskich hokeistów zostawił na lodzie spory kawał zdrowia. Poprzedni sezon także zakończył się dla niego przedwcześnie. –Hokej to ciężki sport, więc są ciężkie kontuzje–kwituje.–Gdy obrywasz, masz 1000 myśli na sekundę, bo do końca nie rozumiesz, co się stało. Wiesz tylko, że jest źle. To dziwne uczucie, ale zna je każdy, kto gra w hokeja.
Mimo ryzyka, Michał nie wyobraża sobie życia bez gry. Skąd ta determinacja? Jak sam mówi, sport ma w genach.

Czym skorupka za młodu...

W rodzinie Woźniców sportową tradycję zapoczątkował pradziadek, który był prezesem klubu sportowego. Dziadek odnosił sukcesy w piłce nożnej jako zawodnik i trener. Jednak miłość do hokeja zaszczepił w Michale ojciec, Krystian Woźnica, zmarły przed 6 laty. On także grał w GKS Tychy (przez niemal 20 lat) i w barwach tego klubu zdobył wicemistrzostwo Polski (1988r). – Można powiedzieć, że wychował mnie na sportowca – mówi Michał. – Zabierał do szatni, uczył jeździć na łyżwach, więc hokejem nasiąkałem od małego, ale zawsze miałem wybór. Tato do niczego mnie nie zmuszał.
Prócz pasji, po ojcu Michał odziedziczył coś jeszcze: numer 14 na koszulce.– To taki hołd dla mojego taty – mówi. Ale odkąd w Galerii Sław na tyskim Stadionie Zimowym zawisła koszulka Krystiana Woźnicy, okazuje się, że ten numer to coś więcej.–Gdy jest pełna hala ludzi, słychać śpiewy i doping, a mecz idzie źle, to mi serce pęka – tłumaczy Michał.–Chcę pomóc, a nie mogę. Wtedy patrzę w górę, a tam wisi „czternastka” i już wiem, że muszę zagrać lepiej. A co wtedy, gdy pomimo wysiłku przyjdzie zmierzyć się z porażką? –Zjeżdżając z lodu do szatni trzeba czuć, że walczyło się do końca – mówi. – Wracasz do domu po nieudanym meczu, wszystko boli, bo tu podbite oko, tam stłuczenie, ale wiesz, że dałeś z siebie wszystko.

Sezon na mistrza

Największym sukcesem w sportowym dorobku Michała Woźnicy jest mistrzostwo Polski w 2005 r. Decydujący mecz finałowy rozegrał się w Oświęcimiu.–Do końca życia zapamiętam, jak Arek Sobecki bronił ostatniego karnego – wspomina.– Tego nie da się oddać słowami. Euforia była tym większa, że wygraliśmy na terenie przeciwnika.
Tradycyjnie była spalona czapka trenera, triumfalny wąż, radość i łzy, ale dla Michała dużą wartość miało też powitanie, jakie fani zgotowali złotej drużynie.–Jak dotarliśmy do Ty-chów, wszędzie były tłumy. Na lodowisku przywitało nas przeszło 4 tys. kibiców. Fani opanowali taflę, śpiewali, wznosili okrzyki, każdy chciał pogratulować, poklepać po ramieniu. Marzę, żeby jeszcze raz coś takiego przeżyć. Oprócz zdobycia 2. tytułu mistrza Michał ma do zrobienia coś jeszcze.–Chciałbym powtórzyć osiągnięcie ojca i rozegrać 500. mecz w GKS Tychy. Do tej liczby trochę mi brakuje (śmiech).
By świętować sukces, Michał potrzebuje jeszcze 58 meczy. Będziemy z nim, gdy rozegra ten pięćsetny, tak jak ojciec - w barwach tego samego klubu, i zapytamy, jak to jest, gdy spełniają się marzenia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto