Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniowy galimatias

BOGUSŁAW JASTRZĘBSKI JASTRZĘBSKI
Próba zamiany mieszkania może pociągnąć spore konsekwencje.
Próba zamiany mieszkania może pociągnąć spore konsekwencje.
Już cztery lata dwie rodziny toczą spór o mieszkanie. Sprawa trafiła do prokuratury oraz sądów w Tychach i Katowicach. Przedmiot sporu ma ponad 60 metrów powierzchni i znajduje się niedaleko Jeziora Paprocańskiego.

Już cztery lata dwie rodziny toczą spór o mieszkanie. Sprawa trafiła do prokuratury oraz sądów w Tychach i Katowicach. Przedmiot sporu ma ponad 60 metrów powierzchni i znajduje się niedaleko Jeziora Paprocańskiego.

Wiele lat wynajmowaliśmy mieszkanie. W końcu udało się nam zgromadzić wystarczającą ilość gotówki, by kupić własne. Daliśmy ogłoszenie prasowe i wybraliśmy jedną ofertę w bloku przy ul. Dymarek - relacjonują państwo K.
Jak mówią osoba, która zaoferowała sprzedaż, ustaliła cenę na 1300 zł za metr kwadratowy i zapewniła, że jest to jej własnościowe mieszkanie. 18 lipca 1997 roku sporządzony został akt notarialny.

- Trzy dni później wpłaciliśmy w kasie SM ,Weroniki" zadatek 21 000 złotych. Zapłaciliśmy również za sporządzenie wszystkich aktów prawnych. Jednak kluczy nie otrzymaliśmy, bowiem osoba, która oferowała lokal, oświadczyła, że ma kupca, który daje jej więcej. Zorientowaliśmy się, że od początku chciano nas oszukać, bowiem kobieta nie była właścicielem, nie posiadała nawet lokatorskiego prawa do mieszkania, za to dwa wyroki eksmisyjne wydane w 1991 i 1997 za niezapłacone czynsze bez prawa do lokalu socjalnego - mówi Barbara K.

Inną wersją wydarzeń podaje Janina S., która wraz z córką zajmuje to mieszkanie.
- Dla mnie to był jeden z najtrudniejszych okresów w życiu. Moje małżeństwo się rozpadło, miałam sklep, który straciłam, nie miałam żadnego źródła utrzymania. Spółdzielnia zagroziła mi eksmisją, bowiem nie miałam za co płacić za czynsz. Jedynym rozwiązaniem była zamina mieszkania na mniejsze - mówi.

W maju 1997 roku jej dług wobec SM ,Weronika" wyniósł 6 tys. złotych.
- 10 lipca 1997 roku zjawił się u mnie mężczyzna, który przedstawił się jako właściciel agencji nieruchomości. Zaoferował mi pomoc w zamianie bądź sprzedaży mieszkania, wystarczy, że przekażę mu swoje pełnocnictwo. Słowem nie wspomniał, że sam jest zainteresowany jego nabyciem, za to ja powiedziałam, że mam trzy rodziny, które są skłonne zamienić się ze mną lokalami - zapewnia Janina. S.

Kilka dni później obie strony podpisały akt noatrialny. Z treści dokumentu wynikało, że jedna ze stron przekazuje drugiej prawo do swobodnego ustalenia warunków zamiany lub sprzedaży, w tym osoby kontrahenta oraz ceny, która jednak nie może być niższa niż 1100 zł za metr kw.
- Kiedy miał już moje pełnomocnictwa, od razu kupił mieszkanie, które zajmowałam, nie mówiąc mi o tym ani słowa. W zamian zaproponował mi mieszkanie w Dąbrowie Górniczej, ale ja nie miałam zamiaru wyprowadzać się z Tychów, przecież tutaj córka chodziła do szkoły - relacjonuje Janina S., która złożyła wniosek o unieważnienie aktu notarialnego i przekazała sprawę do prokuratury.

- Zamiast wręczenia nam kluczy do mieszkania kobieta ta zażądała od nas dodatkowej kwoty 13 tys. złotych. Kiedy nie chcieliśmy zapłacić, złożyła doniesienie do prokuratury, oskarżając mnie o próbę wyłudzenia mieszkania - mówi Janusz K.

Akt notarialny został unieważniony, zaś tyski i katowicki sąd uniewinnił Janusza K. uznając, że nie chciał on wyłudził pełnomocnictwa i miał prawo podpisać umowę z samym sobą i kupić to mieszkanie.
- Dowiedziałam się, że nie jestem jedyną osobą, którą w ten sposób chciał pozbawić mieszkania. Szukał ludzi, które mają zadłużenie, oferował pomoc w zamianie bądź sprzedaży w zamian za przekazanie mu swojego pełnomocnictwa. Potem kupuje mieszkanie, remontuje i sprzedaje z zyskiem - przekonuje Janina S.
- Ta kobieta wystarczająco utrudniała mi życie. Płaciliśmy czynsz za mieszkanie, w którym nigdy nie mieszkaliśmy, choć byliśmy tam zameldowani. Przeciw nam wytoczyła dwie sprawy w sądzie i w obu przypadkach zostaliśmy uniewinieni - mówią zgodnie małżonkowie Barbara i Janusz K.
Mimo że minęły już cztery lata, to sprawa nie została zakończona, a lokal jest nadal zadłużony. Dlatego też w lipcu tego roku Spółdzielnia Mieszkaniowa ,Weronika" uznała, że pani S. przysługuje prawo do tego mieszkania, które jednak wygasa 22 grudnia 2001 roku, czyli po upływie 6 miesięcy od uprawomocnienia Uchwały Zebrania Przedstawicieli Członków Spółdzielni o wykluczeniu jej z rejestru członków.
- W mojej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest zamiana na mniejsze bądź sprzedaż tego lokalu. Wtedy mogłabym się rozliczyć ze spółdzielnią, a sama zamieszkać w mniejszym - mówi pani S., która złożyła 3 sierpnia w Wydziale Spraw Obywatelskich UM w Tychach wniosek w sprawie anulowania zameldowania państwa K. w mieszkania przy ul. Dymarek.
- Jeśli zostaniemy wymeldowani, mogłaby ponownie sprzedać to mieszkanie. Dlatego do grudnia, kiedy uprawomocni się decyzja, chce nas wymeldować - twierdzi Barbara K.
Wraz z mężem 12 lipca złożyła w Sądzie Rejonowego w Tychach wniosek o zwrot ponad 93 tys. złotych.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto