Tak wynika ze wstępnych ustaleń małopolskiej policji. Z domu zginęło m.in. kilka obrazów o nieustalonych jeszcze tytułach i wartości oraz kilka tzw. ołtarzowych ikon wartych nawet ponad 200 tys. złotych.
Zmarły w wieku 88 lat Jerzy Nowosielski uchodził za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy ikon. Właśnie z ikon tworzył monumentalne dekoracje ścienne w kościołach m.in. w Lourdes, Nowej Hucie i Warszawie. Na Śląsku jedynym miejscem, gdzie takie dekoracje powstały są Tychy. Znajdują się w kościele Ducha Świętego. Takie malowidła u Nowosielskiego zamówił w 1982 roku ówczesny proboszcz tej parafii i budowniczy kościoła, ks. prałat Franciszek Resiak. Kiedy artysta przyjechał zobaczyć miejsce, gdzie miał pracować, powiedział: - Na taki kościół czekałem. Po raz pierwszy po wojnie spotykam się z architekturą sakralną, bo wszędzie jest tylko budownictwo sakralne.
Artysta od razu zabrał się do pracy. Wysłuchał oczekiwań proboszcza i szybko przygotował projekty polichromii. Nie wszystkie się spodobały księdzu i architektowi. - Niektóre były przegadane - wspomina Stanisław Niemczyk, autor projektu całego kościoła. - W innych przypadkach dyskutowaliśmy nad kolorystyką.
- Profesor, jak przystało na wielkiego człowieka, dał się przekonać. Bo tylko wielcy ludzie potrafią zrezygnować ze swojego zdania - dodaje ks. prałat Franciszek Resiak.
W Tychach artysta spędził pięć lat (do r. 1987). "Osobliwością jest podłoże tych polichromii w Tychach - wspaniała boazeria. Na takim drzewie to się właściwie maluje samo, sprawia ono bowiem przy słonecznej pogodzie takie tło, które staje się podobne do tła kościoła w Palermo czy kościoła św. Marka w Wenecji. To się będzie trochę zmieniać, to drzewo będzie trochę ciemnieć, dlatego też używam stosunkowo brutalnych chwytów malarskich, żeby z czasem się samo domalowywało, samo zgrało w całość". Tak napisał Nowosielski rok po skończeniu pracy w Tychach. Tekst ukazał się w wydanym cztery lata temu albumie Krystyny Czerni pt. "Nowosielski".
Parafianie nie od razu docenili wystrój nowej świątyni. - Dwa razy w życiu dostałem anonimy - przyznał się ks. Franciszek Resiak. - Pierwszy raz, kiedy powstał kościół. Drugi - gdy wnętrze kościoła pokryło się malowidłami Nowo-sielskiego. Ktoś napisał wtedy, żebym sobie wziął te obrazki i się wynosił.
Anonimu z przeprosinami już nie było, choć z pewnością się proboszczowi należały za doskonały wybór i architekta, i malarza, którzy razem stworzyli unikatowe dzieło.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?