Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pacjent czekał na karetkę 12 godzin! "To jest niewydolność systemu" - mówi ratownik medyczny

Patryk Osadnik
Patryk Osadnik
Karetka pogotowia nie mogła dojechac do pacjenta przez 12 godzin. Nie było wolnych załóg.
Karetka pogotowia nie mogła dojechac do pacjenta przez 12 godzin. Nie było wolnych załóg. Szymon Starnawski (Polska Press)
Ustawa mówi, że powinniśmy docierać do potrzebujących w czasie od 8 do 20 minut, a rzeczywisty czas oczekiwania wynosi nawet 7 do 12 godzin. Tak, to jest niewydolność systemu - mówi Piotr Szwedziński, ratownik medyczny, zastępca kierownika Stacji Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. W rozmowie z Patrykiem Osadnikiem, reporterem "DZ", opowiedział o stanie systemu ratownictwa medycznego, a także wycieńczającej pracy ratowników podczas trzeciej fali pandemii COVID-19.

Ile godzin pracują ratownicy medyczni?

Ratownicy medyczni pracują w dwóch możliwych formach zatrudnienia. Na umowie o pracę lub umowie cywilno-prawnej, czyli tzw. kontrakcie. W pierwszym przypadku dyżur trwa 12 godzin. W drugim od 12 do 24, ale najczęściej są to właśnie 24 godziny.

24 godziny... To niemożliwe, że przez tak długi czas pracować na pełnych obrotach.

Praca jest wycieńczająca. Wiadomo, że nikt nie wytrzyma 24 godzin na nogach. Dyspozytorzy starają się rotować zespołami ratownictwa medycznego tak, aby każdy mógł zjechać dwa razy dziennie na 20-30 minut przerwy, ale nie zawsze się to udaje.
Teraz praca ratowników wygląda zupełnie inaczej. Zdarza się, że bardzo daleko jadą po pacjentów, zawożą ich do oddalonych o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów szpitali, a na końcu długo czekają na przyjęcie. Jeden wyjazd może trwać kilka godzin.

Wszystko odbywa się w szczelnych kombinezonach?

Jeżeli mamy potwierdzone zakażenie koronawirusem u pacjenta i wieziemy go do szpitala, bo wymaga hospitalizacji, ratownicy muszą cały czas być w kombinezonach, goglach, rękawicach. W takim stroju ciężko załatwić nawet pilne potrzeby fizjologiczne, co staje się jeszcze bardziej uciążliwe, kiedy interwencja trwa kilka godzin.

Teraz praca ratowników wygląda zupełnie inaczej. Zdarza się, że bardzo daleko jadą po pacjentów, zawożą ich do oddalonych o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów szpitali, a na końcu długo czekają na przyjęcie. Jeden wyjazd może trwać kilka godzin.

A co z ambulansem. Po każdej interwencji musi być odkażany?

Tak. Po każdym transporcie karetka musi przejść dezynfekcję. Sprzęt i wnętrze są czyszczone preparatami na bazie alkoholu, a następnie zamgławiane. Używamy do tego cząsteczek nadtlenku wodoru, który skutecznie zabija drobnoustroje. Całość trwa około 30-40 minut. Podstawową dezynfekcję można przeprowadzić wszędzie. Zamgławianie tylko na stacjach Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego, gdzie znajdują się specjalistyczne urządzenia. Karetka i tak co jakiś czas musi wrócić do miejsca swojego stacjonowania, chociażby ze względu na dużą ilość odpadów medycznych, które zwyczajnie nie mieszczą się po pewnym czasie wewnątrz, a muszą być utylizowane.

Ile wynosi czas oczekiwania na pomoc?

Wszystko zależy od miejsca. Zdarza się, że pacjenci czekają na zespoły ratownictwa nawet 7-8 godzin. Taki sytuacje w tej chwili (30 marca - przyp. red.) najczęściej mają miejsce w Tychach oraz Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, pow. będzińskim, gdzie liczba zakażeń na 100 tys. mieszkańców jest naprawdę duża. Jako WPR wspomagamy Rejonowe Pogotowie Ratunkowe w Sosnowcu, ponieważ często zdarza się, że nasze karetki są w pobliżu. Taka jest specyfika regionu.

Podczas zatorów bywało tak, że zespoły ratownictwa musiały jechać nawet do województwa świętokrzyskiego, w okolice Kielc. Ostatnio odebrałem kartę drogową, z której wynikało, że ambulans zrobił jednego dnia 700 kilometrów. To bardzo dużo.

Gdzie najdalej jeżdżą karetki WPR-u?

Zdarzają się długie trasy do szpitali w Blachowni, Częstochowie, Kłobucku, ale też Prudniku, Ozimku czy Opolu. W woj. opolskim nie ma takiego dramatu, jak ten, który obecnie rozgrywa się na naszym terenie. Naturalną rzeczą jest to, że jeśli tam są wolne miejsca w szpitalach, to pacjentów się dyslokuje. Podczas zatorów bywało tak, że zespoły ratownictwa musiały jechać nawet do województwa świętokrzyskiego, w okolice Kielc. Ostatnio odebrałem kartę drogową, z której wynikało, że ambulans zrobił jednego dnia 700 kilometrów. To bardzo dużo.

Brakuje ludzi, sprzętu czy po prostu zgłoszeń jest tak wiele?

System ratownictwa medycznego jest niewydolny, ale nie z winy samego systemu. Obecnie w całym woj. śląskim działa ponad 150 zespołów ratownictwa medycznego. Niedawno powołano 15 dodatkowych, aby uzupełnić braki. Ale my karetki mamy obsadzone i nie ma takiej możliwości, aby jakiś ambulans stał na parkingu z powodu braku obsady. Problemem jest wydolność szpitali. Zwykle ratownicy przekazywali pacjenta w pół godziny, teraz trwa to nawet kilka godzin. Kiedy karetka musi dojechać kilkadziesiąt kilometrów do szpitala, a później czeka na przyjęcie pacjenta, zespół nie może realizować kolejnego zlecenia. Ustawa o ratownictwie medycznym mówi, że karetka z pacjentem powinna kierować się do najbliższego szpitala lub wskazanego przez dyspozytora. Dla pacjentów z COVID-19 musimy jednak szukać miejsc izolowanych. Ale co z tego, że dyspozytor wskaże wolne miejsce, skoro już jadą tam trzy ambulanse. Wówczas ratownicy otrzymają odmowę i muszą szukać dalej. Zdarza się, że ratownicy jadą do szpitala oddalonego o 100 kilometrów, ale nie wiedzą, czy po przyjeździe nadal będzie tam wolne miejsce dla pacjenta.

Zdarza się, że ratownicy jadą do szpitala oddalonego o 100 kilometrów, ale nie wiedzą, czy po przyjeździe nadal będzie tam wolne miejsce dla pacjenta.

To oznacza, że nie jesteśmy w krytycznym stanie, ale przekroczyliśmy już granice wydolności.

Nie wszędzie i nie zawsze, bo mówimy o konkretnych miejscach i czasie. Karetki zazwyczaj jeżdżą na bieżąco, ale są rejony, gdzie trzeba czekać na pomoc 7-8 godzin. Mam informację, że wczoraj (29 marca - przyp. red.) pacjent czekał na wizytę WPR-u aż 12 godzin od zgłoszenia. System ratownictwa jest stworzony do udzielania pomocy osobom, w przypadku których istnieje zagrożenie utraty życia lub zdrowia. Ustawa mówi, że powinniśmy docierać do potrzebujących w czasie od 8 do 20 minut, a rzeczywisty czas oczekiwania wynosi nawet 7 do 12 godzin. Tak, to jest niewydolność systemu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pacjent czekał na karetkę 12 godzin! "To jest niewydolność systemu" - mówi ratownik medyczny - Sosnowiec Nasze Miasto

Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto