Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

POLITYKA - Czy sama płeć to wystarczający powód, aby trafić na listę wyborczą?

Mariusz Kurzajczyk
Wiele wskazuje na to, że w najbliższych wyborach samorządowych kobiety będą miały zagwarantowane miejsca na listach wyborczych. Czy będzie to połowa miejsc, czy może mniej, niebawem zadecyduje Sejm

Pomysł wprowadzenia parytetu powstał w ubiegłym roku podczas Kongresu Kobiet Polskich. Panie zażądały połowy miejsc na listach wyborczych i w ciągu kilku miesięcy zebrały ponad 150 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy w tej sprawie. Platforma Obywatelska chciała złożyć w Sejmie własny projekt, ale Klub PO nie zdołał uzgodnić jednolitego stanowiska. Prawdopodobnie wszystko skończy się na sejmowej poprawce obniżającej parytet dla pań z 50 do 30 procent.
Dyskusja w Sejmie pokazała, że posłowie i posłanki mają skrajnie różne poglądy na parytety w polityce. Przedstawiająca projekt prof. Małgorzata Fu-szara podkreślała, że nierówność w Polsce jest rażąca, o czym świadczą dane statystyczne. Kobiety w ostatnich wyborach do Sejmu stanowiły na listach wyborczych 23 proc. wszystkich osób kandydujących i często umieszczane były na dalekich, niedających praktycznie szans na wybór miejscach. Ten fakt przekładać się miał na wyniki wyborów. W Polsce kobiety zajmują 20 proc. miejsc w Sejmie, w Szwecji - 46 proc., a w Holandii - 42 proc. Z drugiej strony te 20 procent to dokładnie średnia unijna, której nie ma co się wstydzić. Według Fuszary zwiększenie udziału kobiet w gremiach decyzyjnych spowoduje lepszą reprezentację interesów kobiet. Jej zdaniem strategie wyrównywania szans kobiet i mężczyzn w wyborach są uważane za umacniające demokrację, gdyż oddają w ręce wyborców decyzję dotyczącą reprezentowania ich przez kobietę czy mężczyznę. Fuszara oraz inne przedstawicielki Kongresu Kobiet podkreślają, że parytety nie dają żadnych przywilejów. Zwiększają jedynie szanse wyboru pań. To wyborcy, a nie parytet, decydują o podziale mandatów.
Reprezentująca klub PO Agnieszka Kozłowska-Rajewicz stwierdziła, że 50-procentowy parytet jest praktycznie niemożliwy do wprowadzenia. Podała przykład SLD, który w statucie ma zapisany zaledwie 30-procentowy parytet dla kobiet na własnych listach i nie jest w stanie zebrać tylu pań. Jej zdaniem konieczny jest długi okres wprowadzania systemu kwotowego w życie a najbliższe wybory samorządowe nie powinny być tą ustawą objęte. Za wprowadzeniem parytetów, ale po dyskusji w komisji ,były niemal wszystkie kluby. Za skierowaniem projektu do dalszych prac był nawet Marcin Libicki z Koła Parlamentarnego Polska Plus, który jednocześnie wskazywał na absurdy związane z wprowadzeniem takich rozwiązań, pytając czy partia walcząca z systemem parytetów musiałaby zachować parytet na własnych listach. Posłowie zabierający głos w imieniu klubów zgodni byli, że celem systemu kwotowego jest zwiększenie udziału kobiet w życiu publicznym. Późniejszą dyskusję zdominowały jednak głosy ,,przeciw". Niemal wszystkie pochodziły od posłanek. I tak Anna Sobecka stwierdziła, że ,,administracyjne narzucenie liczby kobiet na listach jest de facto deprecjonowaniem roli kobiety w społeczeństwie". Krystyna Grabicka zwracała uwagę na fakt, że nie brakuje innych mniejszości, które mogą zażądać miejsc na listach. Podkreślała, że została wybrana z szóstego miejsca a pomysł z parytetami to ,,nowy rodzaj seksmisji, tym razem w wykonaniu Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej". Z kolei Anna Paluch przekonywała, że o wyborze do władz powinny decydować nie płeć, ale ,,kompetencje, wiedza, zaangażowanie w życie społeczne, działalność w organizacjach pozarządowych, doświadczenie, umiejętności czy chociażby cechy osobowości: zdecydowanie odwaga, umiejętność przekonywania do własnego punktu widzenia, własnych racji i przekonań". Podobnych kobiecych głosów było wiele, co oznacza, że zwolennikom 50-procentowego parytetu nie będzie łatwo przekonać pozostałych posłów do swoich racji.
Ciekawe, że odmienne zdanie w tej kwestii mają niektórzy politycy PO - mężczyźni. Zwolennikiem parytetów jest prof. Jerzy Buzek, który przypomina, że to rozwiązanie obowiązuje już w 45 innych krajach. Jego zdaniem ten pomysł sprawdził się już w praktyce.
- 10 lat temu uważałem, że wystarczy, gdy państwo będzie wszelkimi sposobami wspierać aktywność zawodową i społeczną kobiet. Widząc jednak jak wolno następuje wyrównywanie szans, zmieniłem zdanie i zdecydowałem się poprzeć parytety - stwierdził przewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Wtórował mu prof. Wiktor Osiatyński, według którego "wprowadzenie w drodze ustawy parytetu w wyborach do organów przedstawicielskich nie będzie sprzeczne z obowiązującą Konstytucją RP. Co więcej, wprowadzenie parytetów na listach wyborczych będzie służyło realizacji norm konstytucyjnych, zwłaszcza zawartych w artykułach 32 oraz 33 Konstytucji."
Wracając do sejmowej dyskusji i głosowań. Ostatecznie Żaden z klubów sejmowych nie zgłosił wniosku o odrzucenie projektu. Klub Lewicy wystąpił nawet o uchwalenie ustawy w pierwszym czytaniu. Pozostałe zdecydowały o przekazaniu projektu do komisji sejmowej, gdzie ustawa ma nabrać ostatecznego kształtu. Przedstawicielki Kongresu Kobiet chcą, aby stało się to możliwie szybko.
- To bardzo ważne, żeby ustawa zaczęła obowiązywać już w wyborach samorządowych planowanych na koniec 2010 roku. Proces budowania politycznej reprezentacji kobiet powinien zacząć się od najniższego szczebla, od władz gmin, powiatów i województw - przekonuje Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Przedstawicielki Kongresu Kobiet podkreślają, że bez względu na termin uchwalenia ustawy o parytetach, będą się bacznie przyglądać, w jaki sposób partyjni decydenci będą konstruować listy kandydatów i kandydatek do samorządów. Przypominają, że wielu przedstawicieli partii politycznych zwracało w debacie sejmowej uwagę na wewnętrzne regulacje, za pomocą których partie polityczne mogą dodatkowo wspomagać kobiety, np. poprzez zapisy regulujące skład pierwszych miejsc na listach.
- Deklaracje te traktujemy bardzo poważnie i zapowiadamy, że będziemy monitorować zarówno sposób wyłaniania przez partie kandydatek i kandydatów do ciał samorządowych, jak też ich kolejność na listach wyborczych. Mamy nadzieje, że wiele kobiet znajdzie się na nich wysoko, tak jak na to zasługują ze względu na swoje doświadczenie, kompetencje i osiągnięcia. Będzie to jednocześnie papierek lakmusowy faktycznych intencji liderów partyjnych wobec większego udziału kobiet w polityce - uważa prof. Małgorzata Fuszara.
Na koniec warto dodać, że jakikolwiek system kwotowy na pewno nie będzie obowiązywać w wyborach większościowych, a więc do Senatu, na prezydenta RP czy w gminach do 20 tys. mieszkańców. Zmiana ordynacji na większościową lub mieszaną w innych wyborach, co jest jednym z elementów programu wyborczego PO, może uczynić problem parytetów bezprzedmiotowym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kalisz.naszemiasto.pl Nasze Miasto