Nie był to udany weekend dla hokeistów GKS Tychy. Na swojej tafli dwukrotnie musieli uznać wyższość rywali. W piątek ostatniego w tabeli Eurostalu Toruń, w niedzielę wicelidera, Stoczniowca Gdańsk.
Wydawało się, że z tych dwóch rywali, jeśli ktoś może przeszkodzić w zdobyciu punktów hokeistom GKS, to tylko gdańszczanie. Tymczasem już w piątek sympatycy GKS musieli przełknąć gorzką pigułkę, bo gracze Eurostalu nie chcieli być gorsi i postawili bardzo wysokie wymagania. Już pierwsza tercja tego meczu pokazała, że coś jest nie tak. Tyszanie wprawdzie strzelili gola (Łukasz Ziober), ale goście wcześniej znaleźli sposób na Arkadiusza Sobeckiego.
Kiedy w trzeciej tercji Mariusz Trzópek i Andreas Schubert bardzo szybko zdobyli dwa gole, wydawało się, że wszystko w końcu toczy się we właściwym kierunku. Wystarczyło jednak 17 sekund nieuwagi, by mozolnie budowana przewaga rozpadła się jak domek z kart. Tyle bowiem potrzebowali torunianie, by doprowadzić do remisu. To był jednak przedsmak tego, co czekało nas w dogrywce, która zakończyła się bardzo szybko, ponieważ Łukasz Mejka podał krążek w swojej tercji obronnej Bartoszowi Orłowi z Eurostalu, a ten zakończył mecz.
- O niektórych akcjach nie chce mi się nawet mówić. Największe pretensje mam jednak do zawodników o to, że przy stanie 3:1 każdy z nich chciał strzelić bramkę i nawet w najbardziej dogodnych sytuacjach nie zauważał swoich partnerów. Ten mecz to lekcja, z której jak najszybciej trzeba wyciągnąć wnioski - mówił w piątek Adam Worwa, trener GKS.
Okazją do sprawdzenia, czy wnioski zostały wyciągnięte, był niedzielny mecz ze Stoczniowcem. Rywal z innej półki i widać było, że tyszanie zagrali zupełnie inaczej jak w piątek. Tym razem na ich drodze stanął Tomasz Wawrzkiewicz, bramkarz gdańskiego zepołu, który raz po raz popisywał się udanymi interwencjami. Goście tymczasem wykorzystali jedną z przewag, potem przeprowadzili dość ciekawą akcją i wyszli na prowadzenie 2:0. Za chwilę pięknego, kontraktowego gola strzelił Artur Ślusarczyk i rozpoczęły się prawdziwe emocje.
W 15 sekundzie ostatniej odsłony Damian Słaboń popisał się kapitalnym, indywidualnym rajdem, który dał remis 2:2. Wydawało się, że po tak efektownym początku najważniejszej z tercji gospodarze znajdą sposób na zespół wicelidera. Tymczasem gdańszczanie poradzili sobie z zapędami gospodarzy i sami, strzelając trzy gole, zapewnili sobie wygraną.
Przed tyszaniami teraz dwa wyjazdowe spotkania. Tak się złożyło, że oba w górskich kurortach. W piątek w Nowym Targu, natomiast w niedzielę w Krynicy. Każde punkty przywiezione z tych spotkań będą cieszyć.
Włókniarz Częstochowa - GKM Grudziądz. Trener Robert Kościecha
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?