Niedługo, już 7 września, Ryszard Riedel skończyłby 62 lata. Gdyby pana ojciec żył, co dałby mu pan na urodziny?
Co bym dał? Jako nastolatek wymyślałem mu różne małe niespodzianki. Takie intymne. Dziś pewnie byłaby to jakaś książka o Indianach. Może Jamesa Fenimore’a Coopera?
Pamięta pan ostatnie urodziny ojca?
Powiem, które pamiętam najlepiej. Gdy ojciec kończył 33 lata. Rok 1989, sam miałem wtedy 11 lat. W Tychach nie było za wiele lokali, w których można by zorganizować taką imprezę. Więc do naszego mieszkania w bloku schodzą się kolejni goście, jest rzesza znajomych muzyków, a jubilata nie ma. Przyjdzie w końcu czy nie? Urodziny miały się zacząć o godzinie 17. O godzinie 20 już nawet ja pytałem, czy tacie przypadkiem nie pomyliły się daty. Wracał z trasy z Dżemem, chyba okrężną drogą. Przyjechał w końcu gdzieś około 21. Miał efektowne wejście.
Wiadomo, rock&roll. Ojcem był też rockandrollowym?
Potrafił być stanowczy. Gdy spóźniłem się do domu, a czas wieczorami miałem do godziny 21, ojciec dawał mi szlaban i przez parę następnych dni musiałem się pilnować. Ale w domu mieliśmy raczej partnerskie, przyjacielskie stosunki. Moje najlepsze wspomnienia wiążą się z muzyką, której z ojcem słuchaliśmy, o której gadaliśmy godzinami. To on nauczył mnie rocka, on pokazał mi Jimiego Hendrixa, Led Zeppelin... Pytał, co sądzę o tej czy tamtej piosence. Co czuję...
Przeczytaj cały wywiad na stronie Dziennik Zachodni PLUS - kliknij TUTAJ!
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
tyDZień - informacyjny program Dziennika Zachodniego
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?