Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śladem księcia Ludwika: Barania Góra. Filmiki Muzeum Zamkowego w Pszczynie

Jolanta Pierończyk
Jolanta Pierończyk
Marcin Cyran w archiwum pszczyńskim
Marcin Cyran w archiwum pszczyńskim Kadr z filmiku
Śladem księcia Ludwika, ostatniego z Anhaltów na Pszczynie, wyruszyli pracownicy Muzeum Zamkowego w Pszczynie. Przeszli szlaki szczegółowo opisane w pamiętnikach księcia, do których wydania muzeum się przymierza. Pierwszy filmik już jest w sieci. Przedstawia drogę na Baranią Górę w 1810 r. Książę Ludwik był bowiem pierwszym zdobywcą Baraniej Góry, który opisał swoją drogę na szczyt.

Na Baranią Górę książę Ludwik ruszył 14 sierpnia 1810 r. Noc spędził na probostwie ewangelickiego pastora, ks. Jana Rakowskiego, który od ośmiu lat był proboszczem w Wiśle. Wstał już o drugiej w nocy, na trasę ruszył o piątej. Towarzyszył mu ks. Rakowski.
Jak pisze książę Ludwik w swoich pamiętnikach, początkowo jechali drabiniastym wozem, ale ponieważ droga była wyboista i bardzo trzęsło, zsiedli i poszli dalej pieszo.

"Minęliśmy Czarną Wisełkę, następnie szliśmy wciąż wzdłuż koryta Wisły. Dolina była coraz węższa, a po obu jej stronach znajdowały się olbrzymie skały. Wisła tworzyła coraz piękniejsze wodospady..."

- Książę opisuje wejście na Baranią Górę jako wejście,m które sprawiło mu wiele trudności - mówi Marcin Cyran, pracownik Muzeum Zamkowego w Pszczynie i tłumacz pamiętników księcia Ludwika.
Uciążliwość polegała na częstym pokonywaniu poprzewracanych drzew. Leżało ich tam mnóstwo, bo jak pisze książę Ludwik, nie opłacało się tych drzew zwozić na dół, bo nikomu nie przeszkadzały.
- Ruch turystyczny prawie w ogóle nie funkcjonował - mówi Marcin Cyran.
Opisów szlaków nie było. Nieliczni turyści, jak mówi tłumacz pamiętników, wynajmowali przewodników z Wisły lub Ustronia.

- Książę pisze, że wraz z nim na Baranią Górę wchodziły dwie osoby ze wsi Wisła, które znały tę drogę. Jedna z nich to 67-letni mężczyzna, który prowadził ich na sam szczyt. Drogi nie były wydeptane, nie były przygotowane - opowiada Marcin Cyran.

Jak mówi, w drodze na szczyt trzeba było przedzierać się przez gęsty las, potykając się o kamienie leżące na drodze i pokonując wspomniane przeszkody w postaci powalonych drzew, a także kałuże i błoto.

Musieliśmy pełzać po stoku

"Droga stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Musieliśmy pełzać po stoku stromej góry, po gołych skałach i trzeba było bardzo uważać, gdzie postawić nogę. Każdy nierozważny krok mógł spowodować złamanie ręki lub karku", pisze książę. "Na jednej z gór, przez które przechodziliśmy mieszka 12 chłopów, którzy uprawiają bardzo ładne zboże jare i ziemniaki, ponieważ oziminy z powodu silnych mrozów zupełnie się nie nadają do uprawy. Ludzie, którzy tam mieszkają przez całą zimę niemal zupełnie nie stykają się z mieszkańcami doliny, a jeśli już zdecydują się zejść, muszą używać nart, ponieważ bez nich pozapadaliby się w głębokim śniegu", pisze książę Ludwik.

Kiedy stanęli u stóp Baraniej Góry, jej wysokość była nieco przytłaczająca, ale ich nie przeraziła. Ruszyli. W połowie trafili na jakąś polanę z szałasem, w którym mieszkali górali zajmujący się produkcją żętycy, czyli serwatki z owczego mleka, przysmaku księcia.

Z Baraniej Góry książę widział zamek pszczyński?

Widok ze szczytu zachwycił księcia. Zanotował, że był prawdziwą nagrodą za te wszystkie trudy wędrówki. Ze szczytu przez lunetę ponoć widział zamek pszczyński, ale podążającym śladami księcia pracownikom Muzeum Zamkowego nie udało się potwierdzić, że z Baraniej Góry Pszczyna jest widoczna. Przyznali jednak, że jakość powietrza na pewno w czasach księcia była lepsza. Ale też widoczność zależy od dnia. Karpaty, które książę też widział z Baraniej Góry, muzealnicy zobaczyli dopiero za drugim podejściem, jesienią.
Z Baraniej Góry książę widział też Babią Górę, którą zdobył sześć lat później ze starszym bratem Fryderykiem Ferdynandem.

Wyprawa na Baranią Górę 14 sierpnia 1810 r. skończyła się o 20.30. O dwudziestej pierwszej książę był już w łóżku, zmęczony, ale szczęśliwy, że udało mu się osiągnąć cel.

Z górskich szlaków filmik przenosi nas do archiwum, gdzie przechowywane są zapiski księcia Ludwika. To 34 tomy powstałe w latach1791-1838. Rozpoczynając swoje pamiętniki, książę miał osiem lat (zamiłowanie do pisania odziedziczył po swojej matce, Luzie Ferdynandzie). Ostatni tom powstał na trzy lata przed śmiercią (książę urodził się 16 lipca 1783 r. w Pszczynie, gdzie zmarł 5 listopada 1841 lat, przeżywszy 58 lat;jak łatwo obliczyć -wspinając się na Baranią Górę, miał 27 lat, towarzyszący mu ks. Rakowski - 35).

Książę pisał własnoręcznie robionym atramentem żelazowo-galusowym o kwaśnym PH, który sprawiał, że tekst przebijał na drugą stronę kartki.
- Przebijał na drugą stronę kartki, następnie powodował twardnienie i pęknięcie papieru, a w efekcie dochodzi do wypadania liter, wyrazów, a nawet całych wersów - opowiada Marcin Cyran.

Pamiętniki są różnej wielkości i grubości. Pamiętnik z 1810 r. należy do grubszych, ma 359 stron

- Opis wyprawy na baranią Górę zaczyna się na 17. stronie i liczy 10 stron - mówi Marcin Cyran

O zamiłowaniu księcia Ludwika do turystyki i relacjonowania swoich wypraw wiadomo było od zawsze. Zbiór książęcych zapisków był w pszczyńskim archiwum, ale dopiero teraz doszło do ich tłumaczenia oraz planów ich wydania drukiem. Na razie fragmenty tych pamiętników możemy poznawać poprzez filmiki na Facebookowym profilu Muzeum Zamkowego w Pszczynie oraz jego kanale YouTube. Pierwszy odcinek już tam jest. Trwa prawie 24 minuty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto