Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śląscy strażacy wrócili z Rosji, gdzie walczyli z wielkimi pożarami

Michał Wroński
Śląscy strażacy wrócili wczoraj z Rosji. Przez półtora tygodnia zmagali się tam z gigantycznymi pożarami lasów i torfowisk, które pochłonęły ponad 50 istnień ludzkich oraz setki tysięcy hektarów drzew.

W walce z żywiołem Rosjanom pomagali m.in. Ukraińcy, Białorusini, Bułgarzy, Łotysze oraz 159 strażaków z Polski. Wśród nich czwórka z województwa śląskiego: st. sekcyjny Bogusław Wrona i st. strażak Wojciech Jankowski z Katowic oraz st. ogniomistrz Wacław Bensz i sekcyjny Marek Brzoska z Żor. Na akcję do Rosji poprowadzili dwa wozy, wyładowane wężami strażackimi oraz różnego rodzaju narzędziami, które pozwoliły im na bieżąco usuwać awarie. Ze Śląska wyjechali 6 sierpnia wieczorem, by po czterech dniach morderczej jazdy (dla oszczędzenia formalności wizowych trasa konwoju wiodła przez Litwę i Łotwę) od razu wkroczyć do akcji w rejonie Riazania i uczestniczyć w niej do minionego czwartku, kiedy to ruszyli w drogę powrotną. Za swą postawę polscy strażacy zostali uhonorowani medalami przez Ministerstwo do Spraw Sytuacji Nadzwyczajnych Rosji.

159 polskich strażaków łącznie brało udział w gaszeniu pożarów w Rosji

10 dni (od 10 do 19 sierpnia) walczyli z ogniem w rejonie Riazania

42,5 stopnia Celsjusza - to rekord temperatury podczas ich pobytu w Rosji

2100 kilometrów przejechali śląscy strażacy w drodze z Rosji do domu

2,5 kilometra węży wzięli nasi strażacy na akcję gaszenia pożarów lasów w Rosji

4 dni zajęła im podróż na Śląsk z okolic Riazania, gdzie mieli swą bazę

Przez półtora tygodnia nie widzieliśmy słońca

Rozmowa ze st. strażakiem Wojciechem Jankowskim z KM PSP w Katowicach

Co było dla was najtrudniejsze podczas tej akcji?

Gigantyczna skala pożaru. Tylko nasz rejon liczył ponad 35 kilometrów kwadratowych, a przecież to była zaledwie część płonącego lasu. To powodowało olbrzymie zadymienie - już na 200 kilometrów przed właściwym miejscem akcji mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w piekle. Dalej niż na 300 metrów nie było widać drugiego samochodu, a słońca przez półtora tygodnia prawie w ogóle nie oglądaliśmy. Wysoka temperatura powodowała, że piliśmy po 5-6 litrów płynów na dzień. Poza tym był to dla nas teren zupełnie nieznany. W takiej sytuacji zawsze trzeba być przygotowanym na różne niespodzianki. Przez pierwsze dni działaliśmy więc trochę jakbyśmy chodzili po cienkim lodzie.

Jak sobie z tym radziliście?

W tym zawodzie trzeba być przyzwyczajonym do takich sytuacji. Wchodząc do płonącego, zadymionego mieszkania też nie wiadomo na co się trafi. Dlatego nie róbcie z nas bohaterów. Wykonywaliśmy po prostu naszą pracę.

Czy były momenty bezpośredniego zagrożenia?

Kiedy w pewnym momencie ogień przedostał się za naszą linię górą, przez korony drzew, to myśleliśmy, że trzeba będzie zwiewać. Daliśmy jednak radę opanować sytuację.

Poza gaszeniem pożaru pomagaliście też miejscowej ludności. Jak układały się jej relacje z wami?

To biedni ludzie, ale bardzo serdeczni. Dzielili się z nami wszystkim co mieli, choć sami nie posiadali zbyt wiele. Kiedy jakaś babcia przyniosła nam torbę jabłek, to aż miękko się robiło na sercu. Przy takich okazjach widać też, że Rosja to kraj olbrzymich kontrastów. Tak naprawdę tam są dwa kraje: Moskwa i cała reszta; bogactwo i bieda.
Rozmawiał Michał Wroński

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chorzow.naszemiasto.pl Nasze Miasto