W wywiadzie dla portalu blogpress.pl wytykał agresywne, wręcz chamskie zachowanie członkom Platformy Obywatelskiej, które miało się przejawiać także poza salą obrad, w sferze, można by rzec, życia obyczajowego Sejmu. - To trwa od 2005 roku. Nie uznają żadnych granic i to, co wie na ten temat opinia publiczna, to nawet nie jest promil tego, co jest naprawdę. Trzeba by jeszcze wiedzieć, co się dzieje na komisjach sejmowych czy nawet w restauracji sejmowej: ten poziom chamstwa jest taki, że Samoobrona to bardziej kulturalna partia niż oni - mówił dziennikarzom prezes PiS. - Zdarzają się sytuacje, gdy w sejmowej restauracji poseł z PO siada na miejscu naszej koleżanki, która akurat wstała po jedzenie. Panie mu mówią, że to miejsce jest zajęte, a on siada.
Temat sejmowej ogłady, a raczej jej braku, wrócił już następnego dnia w studiu Radia ZET, w którym podczas audycji "Siódmy dzień tygodnia" poseł Mariusz Błaszczak, szef klubu parlamentarnego PiS, mówił wręcz o "wściekliźnie politycznej". Pozostali uczestnicy rozmowy, a więc poseł Stanisław Żelichowski z PSL, sejmowy weteran, bo na Wiejskiej jest już od 1985 roku, poseł Sojuszu Marek Wikiński i Paweł Graś z Platformy mocno bronili polskich parlamentarzystów. Poseł Żelichowski przypomniał nawet poprzednią koalicję PiS-LPR-Samoobrona. - Sami o sobie mówili koalicja Chiw, czyli chamy i warchoły - wzruszał ramionami. Ale poseł Błaszczak nie ustępował i wyliczał, a jakże, dokonania posła Palikota, który, o czym mogli się przekonać chyba wszyscy Polacy, nigdy nie przebierał w środkach. - To nie poseł z Biłgoraja i nie w kuluarach sejmowych, ale pan poseł Hofman z PiS, partii o wielkiej kulturze i spokoju wzywał do tego, by posła z Biłgoraja powiesić na drzewie - bronił partyjnego kolegi poseł Graś.
Jak wygląda sejmowe życie poza salą obrad? - Nie wiem, skąd ta wiedza u pana Kaczyńskiego, bo w przeciwieństwie do pozostałych posłów, bardzo rzadko bywa w sejmowych kuluarach - zastanawia się posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska z Platformy. I opowiada, że raz jeden zetknęła się z chamskim zachowaniem innego polityka, ale nie w Sejmie, a w studiu "Superstacji". - Spotkałam się tam z Markiem Suskim z PiS i pan poseł przekroczył wszelkie granice dobrego wychowania - wspomina posłanka. Dodaje też, że nigdy nie usłyszała złośliwego komentarza dotyczącego swojego stroju, urody czy figury. Ale już jej klubowa koleżanka, Joanna Mucha, przyznała w jednej z rozmów, że pierwszego dnia pracy w Sejmie dostała od jednego z polityków niemoralną propozycję. - Proszę mi wierzyć nie wpinamy sobie pinesek w krzesła, nie plujemy do zupy i nie rzucamy petard pod drzwi hotelowych pokoi - zapewnia poseł Wikiński. I tłumaczy, że dzisiaj Sejm to benedyktyński klasztor w porównaniu z tym, co działo się w nim wcześniej. Przez posłów z rozrzewnieniem wspominany jest okres miedzy 1993 a 1997 rokiem, kiedy w sejmowym hotelu mieszkała ponad setka posłów PSL-u. - Legendy krążą o tym, co wówczas działo się przy Wiejskiej - śmieje się poseł Wikiński. Jedna z opowieści głosi, że w hotelu sejmowym co rusz gościła jakaś ludowa kapela. Do legendy przeszła tragiczna historia, kiedy to pewnej nocy z balkonu wypadła wynajęta przez posłów pani do towarzystwa.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?