- Zawsze byłem zafascynowany elektroniką – przyznaje się Karol Mazuś.
Kiedy Stanisław był w wieku Karola, komputerowy świat wprawdzie jeszcze nie istniał, ale – jak spojrzeć na jego dzieła powstałe w tamtym czasie (koniec lat 60.) – nietrudno dostrzec podobieństwo.
-
Miałem bardzo rozbujałą wyobraźnię i fantazję. Tak, to było coś zbliżonego do tego, co robi Karol
– mówi nestor tyskiego malarstwa.
Ale nawet dziś w tych tak różnych twórczościach ojca i syna są punkty styczne. To autoportrety. Obaj lubią portretować siebie. - Każdy artysta powinien czerpać ze swojego własnego wzorca. To jest dobra metoda i bardzo prosta, bo… artysta sam przed sobą nigdy nie ucieknie. Modelowi zawsze może odechcieć się pozować i sobie pójść, wtedy tracimy wzorzec. Jak się portretuje siebie, takiego zagrożenia nie ma – mówi Karol Mazuś.
I jest jeszcze jeden punkt wspólny: obaj wyszli z tradycyjnego malarstwa. – Bez tradycyjnej bazy daleko się nie zajdzie – twierdzi Karol.
Ojciec nie ukrywa swojego podziwu dla twórczości syna. - Z podziwem śledzę to, co robi – mówi Stanisław Mazuś. – Cieszę się, że te swoje wizje tworzy na solidnym fundamencie i że podąża swoją drogą.
Syn nie ukrywa, że ojciec był jego pierwszym nauczycielem, który podpowiadał, kierował, ale i krytykował.
Trudno było nie wyrosnąć na artystę, kiedy od początku życia miało się w zasięgu ręki papier, farby, a potem też bogatą bibliotekę z albumami pełnymi reprodukcji rozmaitych dzieł sztuki.
Jakiego? O tym powiedzą obrazy, które do 3 lipca można oglądać w Galerii Obok. 10 lipca wystawa powędruje do Mikołowa.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?