18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tych tragedii można uniknąć. Po co żyć z poczuciem winy?

Jolanta Pierończyk
Marsz Bezpieczeństwa na ulicy Sikorskiego w Tychach
Marsz Bezpieczeństwa na ulicy Sikorskiego w Tychach Jolanta Pierończyk
Jeszcze rok temu sadził kwiatki, które zakwitły tej wiosny, bawił się ze starszym bratem, mówił do mamy „Moja anielico”, kiedy ona mówiła do niego „Mój aniołku”… Rok temu o tej porze Kamilek jeszcze żył. Miał 10 lat. Był samą radością. 16 listopada jak zawsze wyszedł do szkoły. Zginął, kiedy wracał po lekcjach, kilka metrów od domu.

Z portretu zawieszonego na ścianie spogląda śliczny, roześmiany chłopczyk. To jego ostatnie zdjęcie wykonane na dwa tygodnie przed śmiercią.

- To było dobre, wesołe dziecko – mówi mama. – Uwielbiał gotowanie. Jego specjalnościami były spaghetti i pizza. Niedawno śnił mi się. Spotkaliśmy się w jakimś tunelu. „Kamilku, tak tęsknię za tobą”, powiedziałam mu, a on na to: „Nie tęsknij, ja tu dla ciebie kluseczki kulam”. Kochał też koty. Z każdym potrafił się szybko zaprzyjaźnić. Mojej siostrze przyśnił się z kolei z … tygrysem na rękach. „Tym razem chyba przesadziłeś”, powiedziała mu w tym śnie.

Kochał swoich rodziców i brata. „Moja rodzinka”, mawiał często, obejmując wszystkich małymi rączkami. Chciał, żeby mieli jakieś wspólne zajęcie na zimę. To miały być łyżwy.

- Tamtej zimy miał być debiut tego rodzinnego łyżwiarstwa – opowiada mama Kamilka.

Rok temu można było jeszcze snuć takie plany. Rok temu, 1 listopada, Kamilek jeszcze biegał po cmentarzu, palił znicze na grobie swojej babci. Tym razem rodzina pochyli się nad jego grobem.

- A ja ciągle kupuję za dużo pomidorów. Kamilek je uwielbiał. Nie umiem się przestawić – mówi mama.

Śmierć Kamilka była jak grom z jasnego nieba. Takim samym ciosem dla każdej rodziny jest każde życie bliskiej osoby niespodziewanie przerwane w drodze do domu, do szkoły, do pracy, do codziennych obowiązków. Co roku tylko na tyskich drogach ginie około dziesięciu osób. Każda taka śmierć znaczona jest przydrożnym krzyżem.

Przydrożne krzyże – signum temporis. Kiedyś stawiano krzyże w podzięce za łaski, dziś krzyż wyraża żal, smutek, żałobę. Każdy przypomina o jednej osobie, która tak jak Kamilek była pełna życia, pomysłów na siebie i życie swoich bliskich.

- Śmierć w wypadku drogowym to dla najbliższych największa trauma, z której nie potrafią się otrząsnąć czasem nawet do końca życia – mówi psycholog Lucyna Michałowska.

– Choroba pozwala się oswoić z ewentualnym odejściem, daje czas na przygotowanie, może nawet pogodzenie z taką sytuacją. Wypadek przerywa wszystko w jednej chwili. Burzy wszystkie plany. Robi ogromną wyrwę w codziennym, normalnym funkcjonowaniu rodziny. Nie wszystkim udaje się pozbierać. Dla psychologa są to najtrudniejsze sprawy. Znam rodzinę, która się całkowicie rozsypała po wypadku, w którym zginął 12-letni chłopiec. Matka nie wytrzymała tego psychicznie i trafiła do szpitala dla obłąkanych, ojciec popadł w alkoholizm. Ich drugi, syn, ośmioletni, stracił tym samym nie tylko brata, ale i rodziców. Nie mogąc poradzić sobie ze swoim bólem, stał się agresywny wobec kolegów, którzy też w podobny sposób zaczęli się wobec niego zachowywać. Rodzinny dramat, ale i osobista tego ośmioletniego dziecka.

Inny przypadek. Pod kołami samochodu ginie pięcioletnia dziewczynka, która osiedlową uliczką chciała przebiec na plac zabaw. Zginęła pod oknami mieszkania rodziców. Za kierownicą siedziała młoda kobieta. Niestety, jechała za szybko. Rozmowa z matką zabitego dziecka była dla Lucyny Michałowskiej jedną z najtrudniejszych rozmów, jakie w swojej pracy psychologa przeprowadziła.

I ostatni przykład. W zderzeniu z samochodem ginie 19-letni motocyklista. To była jedna z jego pierwszych jazd. Tak się cieszył nowym motorem. Około pięćdziesięcioletni kierowca samochodu nie potrafił żyć ze świadomością, że zabił młodego człowieka. Popełnił samobójstwo. Dwie rodziny w żałobie.
- Dlatego tak bardzo zależało mi na tym, żeby coś zrobić, co dałoby do myślenia młodym kierowcom – mówi Lucyna Michałowska.

– Żeby byli świadomi, że brawura, jazda po pijanemu czy zwykła nieostrożność może spowodować czyjąś śmierć, ale samemu sprawcy też przysporzyć ogromnych kłopotów.

Stąd ten Marsz Bezpieczeństwa ulicą Sikorskiego w Tychach uchodzącą za drogę śmierci, bo najbardziej ze wszystkich tyskich ulic naznaczona krzyżami. Wzięli w nim udział uczniowie klas maturalnych, którzy już mają prawo jazdy lub niebawem je będą mieli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto