Wojciech Barycz, wychowanek MOSM Tychy, przed trzema laty wyjechał doWłoch, podpisując kontrakt z klubem Euroligi Benettonem Treviso.
Stamtąd wypożyczony został do innych zespołów. Niedawno, korzystając z przerwy w rozgrywkach, wrócił do Tychów, by świętować swoje 22 urodziny.
Dziennik Zachodni: Jest pan zadowolony z kolejnego sezonu we Włoszech?
Wojciech Barycz: Tak, choć mógł być lepszy, gdyby nie kontuzja ścięgna stopy. Na szczęście dość szybko wróciłem do zdrowia. W tym sezonie grałem w dwóch klubach - do końca stycznia w barwach Rimini, a potem otrzymałem ofertę z Rieti, miejscowości położonej niedaleko Rzymu. Propozycja przyszła z dnia na dzień, ponieważ jeden z wysokich zawodników Rieti doznał kontuzji pleców. Po miesiącu jednak wrócił do gry, a ja z powrotem do Rimini. Dla młodego zawodnika, jakim nadal jestem, przebić się w obcym kraju jest niezwykle trudno. Pomijając już sprawy umiejętności, aktualnej formy, ogranicza nas przepis, iż w jednej drużynie może grać tylko trzech obcokrajowców, w tym dwóch Amerykanów i Europejczyk.
DZ: Przyzwyczaił się pan do życia we Włoszech?
WB: Choć żyje się tu bardzo dobrze, musi minąć trochę czasu, zanim człowiek znajdzie swoje miejsce, oswoi się z warunkami, z ludźmi i sportowym życiem w obcym kraju. Po trzech latach, jakie minęły od mojego przyjazdu, mogę powiedzieć, że we Włoszech czuję się znakomicie. Do tej pory mieszkałem w Rimini, Treviso, Rieti i Forli, ale odwiedziłem wiele innych miast i mogę powiedzieć, że dość dobrze poznałem ten kraj.
DZ: Plany na ten sezon?
WB: Kontrakt mam jeszcze ważny przez rok z możliwością jego przedłużenia. Mam nadzieję, że w końcu znajdę się w pierwszej drużynie w Treviso. To jest mój plan na nowy sezon i choć są także inne możliwości, na razie nie chciałbym o nich mówić.
DZ: Co dał panu pobyt we Włoszech? Czy nie lepiej było grać w silnym ligowym klubie w Polsce?
WB: Ten wyjazd dał mi bardzo wiele, nie tylko pod względem sportowym. We Włoszech zacząłem po prostu nowe życie i to sprawiło, że musiałem szybciej dojrzeć, stać się dorosłym i bardziej odpowiedzialnym. Kiedy młody człowiek zdany jest na siebie, musi sam podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje. Dlatego niektórzy myślą, że mam... 25 czy 26 lat. Jeśli chodzi o sport, to podpisanie kontraktu z jedną z czołowych drużyn Euroligi jest marzeniem każdego zawodnika. Dostałem taką szansę i trudno było z niej nie skorzystać. A do gry w polskich klubach zawsze można wrócić. Nie bez znaczenia są także sprawy ekonomiczne. Po prostu Włochy to bardziej rozwinięty kraj niż Polska, stwarza większe możliwości.
DZ: Poznał pan system szkolenia młodych koszykarzy we Włoszech. Jak porównuje go pan z polskim?
WB: Uważam, że polskie szkoły mistrzostwa sportowego to bardzo dobre rozwiązanie. Właśnie w SMS w Warce, gdzie chodziłem do liceum i grałem, mieliśmy znakomite warunki. Jednak szkoła się rozpadła i trudno mi powiedzieć, jak wygląda nauka i treningi w innych placówkach. We Włoszech nie ma takich szkół, są za to silne i znacznie bogatsze kluby, jak Treviso. One także starają się zapewniać swoim wychowankom jak najlepsze warunki.
DZ: Ma pan za sobą występy w reprezentacji Polski juniorów.
WB: Jak każdy chciałbym nadal grać w reprezentacyjnym zespole, ale nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Decyzja, czy zostanę powołany czy nie, należy do trenera.
DZ: Oglądał pan niedawno w akcji Big Star Tychy. Jak pan ocenia swoich byłych kolegów?
WB: Na spotkanie Big Stara z Mickiewiczem przyszedłem w drugiej połowie, kiedy przewaga tyszan była już bardzo duża. Zespół grał bardzo agresywnie i intensywnie, a występujący w osłabionym składzie rywale nie potrafili mu dotrzymać kroku. Gra Big Stara mogła się podobać i po tym co widziałem wydaje mi się, że drużyna ma bardzo duże szanse, by awansować do pierwszej ligi.
DZ: W zespole Mickiewicza grał pana brat Janusz. Co mu pan powiedział po meczu?
WB: Pogratulowałem, bo choć drużyna przegrała, brat grał dobrze. Powiedziałem, żeby się nie przejmował, bo przyjeżdżając do Tychów w sześcioosobowym składzie, nie mieli większych szans na zwycięstwo.
DZ: Kiedy wraca pan do Włoch?
WB: We wtorek, po Świętach Wielkanocnych, wylatuję samolotem z Pyrzowic. Dlatego korzystając z okazji chciałbym złożyć Czytelnikom ,,Dziennika Zachodniego" i wszystkim kibicom życzenia wesołych Świąt Wielkanocnych.
Wojciech Barycz
Ma 22 lata, 208 cm wzrostu. Jest wychowankiem Jarosława Rakowskiego. Uczył się i trenował w tyskiej SP 19, był zawodnikiem MOSM Tychy, a potem trafił do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Warce, gdzie zdał maturę. Grał w reprezentacji Polski juniorów, wystąpił m.in. na mistrzostwach Europy, podczas których drużyna zajęła ósme miejsce. Kluby we Włoszech od 2003 r.: Conad Rimini, CoopSette Rimini i Sebastiani Rieti (II liga). Gra jako skrzydłowy. (ls)
Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?