Ostatni raz 60-letniego Andrzeja Mrowca widzieli uczestnicy spotkania towarzyskiego, w którym brał udział. Było to 4 lutego. Pożegnali się późnym wieczorem. Andrzej Mrowiec miał do przejścia około 5 km pieszo.
- Szedł zawsze znanym nam skrótem. Zabierało mu to około 40 minut - mówi syn, Jarosław Mrowiec. - Kamerka przy warsztacie, z którego wyszedł, wprawdzie tak słaba, że tylko po sposobie chodzenia taty rozpoznaliśmy, że to on, ale wskazuje, że była wtedy godz. 21.13.
Najdalej po dwudziestej drugiej powinien był być w domu. Następnego dnia miał iść normalnie do pracy. Nie dotarł ani do domu, ani w pracy się nie pojawił.
Jasnowidząca powiedziała wprost, że widzi go martwego, z rozbitą głową.
- Określiła nawet miejsce: woda, jakieś krzaki... Pytała, czy w pobliżu jest kościół i dom przyjęć. Wszystko się zgadza. Jest takie miejsce z takim sąsiedztwem, ale kiedy szukaliśmy wszystko było pod śniegiem. Przeszukaliśmy, na ile się dało i nic nie znaleźliśmy. Żadnego śladu - mówi Jarosław.
Cztery dni po zaginięciu Andrzeja Mrowca zaczęły się opady intensywne opady śniegu, potem przyszedł silny mróz, nawet do minus 17 stopni Celsjusza. Zaginionego szukali m.in. strażacy ochotnicy z Czarnuchowic, Bierunia Starego, Świerczyńca, Międzyrzecza, Bierunia Nowego oraz JRG Tychy. Syn zorganizował własną akcję poszukiwawczą. Swoje poszukiwania prowadziły grupy poszukiwawczo-ratownicze z Knurowa i Orzesza. Bez skutku. W sobotę, 20 lutego, zaginionego szukała 13 Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza Orzesze.
- Na sobotę, 27 lutego, zapowiedziała się z płetwonurkami, specjalistycznym sprzętem, dronami podwodnymi... Chcą przeszukać rzekę Mleczną oraz Groblę - mówi Jarosław Mrowiec.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?