18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomnik katyński w Tychach. Mjr Tadeusz Sklepiński z listy katyńskiej

Jolanta Pierończyk
W rękach Anny Kubskiej album ze zdjęciami ojca, Tadeusza Sklepińskiego
W rękach Anny Kubskiej album ze zdjęciami ojca, Tadeusza Sklepińskiego Jolanta Pierończyk
Pomnik katyński w Tychach upamiętnia 20 osób, które zginęły w Katyniu, Starobielsku, Twerze i innych miejscach na Wschodzie. Na tej liście jest m.in. major Tadeusz Sklepiński.

- W tym mundurze widziałam go po raz ostatni – wspomina Anna Kubska, córka zamordowanego w Piatichatkach majora Tadeusza Sklepińskiego, jednego z tych, którym poświęcony jest pomnik katyński w Tychach. W chwili śmierci miał 39 lat. Osierocił dwoje dzieci: 13-letnią córkę Annę i o osiem lat młodszego syna Pawła.

Tadeusz Sklepiński urodził się 30 stycznia 1901 roku we Lwowie. Był synem lwowskiego aptekarza, Karola Sklepińskiego. Po lwowskim gimnazjum realnym wstąpił do szkoły kadetów kawalerii. 1 listopada 1918 roku był jednym z „orląt”, które z bronią w ręku stanęły do obrony Lwowa. Został kawalerem Krzyża Obrony Lwowa i dostał honorową odznakę „Orlęta’.

Za bohaterskie czyny w wojnie 1920 roku otrzymał Virtuti Militari.

Kiedy przeszedł do rezerwy, został prokurentem oddziału lwowskiego Centralnej Kasy Spółek Rolniczych. Początkiem lat 30. kupił piękną willę. Z wojskiem łączyły go już tylko regularne ćwiczenia, w których musiał brać udział i wtedy wyciągał mundur z szafy i znów był żołnierzem.

- Ojciec był kawalerzystą. Jeździł konno. Zawsze mawiał: „Biedna ta kobyła, że musi taki ciężar nosić”, a miał 90 kg na 175 cm – opowiada pani Anna.

W sierpniu 1939 dostał kartę mobilizacyjną i musiał zgłosić się do swojej jednostki we Lwowie. – Założył mundur i kazał się sąsiadowi wieźć samochodem do Lwowa – opowiada pani Anna. – Szabli nie zabrał. Potem był z nią kłopot, bo obowiązywał zakaz posiadania broni, a szabla to przecież broń. Skończyło się więc tym, że mama zakopała ją w ogrodzie.

Do wybuchu wojny matka pani Anny kilkakrotnie jeździła do Lwowa do swojej matki i wtedy spotykała się z mężem.

Wtedy mówił, że jak trafi do rosyjskiej niewoli, to z pewnością nie wróci

– mówi jego 86-letnia dziś córka.

Kiedy weszli Rosjanie jako niby pomoc Polakom w pokonaniu Niemców, załoga lwowska była gotowa do nich dołączyć, by zewrzeć siły przeciwko wrogowi. Ale Rosjanie chcieli, by Polacy przebrali się w rosyjskie mundury i przyjęli ich dowództwo, ale na to zgody polskiego wojska już nie było. No więc zabrali ich wszystkich do Starobielska.

Pierwsza wiadomość przyszła przed świętami Bożego Narodzenia. Jaka to była radość! Nie było wiele w tym liście, ale najważniejsze było, że żyje. Prosił o ciepłą bieliznę. Mama wysyłała paczki i one nawet dochodziły. Żołnierze mieli prawo do wysłania jednej kartki na miesiąc. Potem dowiedziała się, że jak wyśle telegram, to dostanie odpowiedź. W ten sposób mama miała dwa razy w miesiącu wiadomość: na kartce, a potem jako odpowiedź na telegram

-wspomina pani Anna.

I tak było do kwietnia 1940 roku. Początkiem miesiąca przyszła jeszcze kartka, ale już odpowiedź na telegram była dziwna: Oboza niet. Wyjechał (czy ujechał – nie pamiętam dokładnie).
Nastała głucha cisza.
Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, żeby Rosjanie mogli wymordować takie rzesze inteligencji – Mama łudziła się, że raczej powywozili tych ludzi na te swoje liczne niezamieszkałe tereny. Wierzyła, albo chciała wierzyć, że ojciec jest gdzieś na robotach – mówi pani Anna. – _Dopiero jak odkryto groby w Katyniu, pojawiły się wątpliwości, ale to był Katyń… A co ze Starobielskiem? Mama próbowała się czegoś dowiedzieć od pewnego rosyjskiego inżyniera, z którym pracowała. Zrazu powiedział, że lepiej, by się tym nie interesowała. Ale w końcu powiedział, że w Starobielsku był bunt i dziesiątkowano ludzi. I że ojciec znalazł się wśród tych zabitych. Żadnej oficjalnych informacji nie dało się uzyskać. _Przyrodni brat ojca, Jan Wyspiański, syn z pierwszego małżeństwa jego matki (pierwszym mężem babci był Gwidon, bratanek Stanisława Wyspiańskiego), który przebywał w stalagu w Dobiegniewie dowiedział się tylko tyle, że z armią Andersa nie wyszedł.

O tym, że major Tadeusz Sklepiński zginął w kwietniu 1940, rodzina dowiedziała się dopiero z list katyńskich publikowanych w latach 90. Jego żona, Józefa Michalina Sklepińska, zwana w rodzinie Wandzią, już nie żyła. Zmarła w 1978 r.

Ewa Kubska, wnuczka majora Sklepińskiego, zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt, którego przy okazji upamiętniania rocznic tragedii katyńskiej nikt nie porusza.
Nikt nie mówi o tym, jakie piekło przeszły rodziny ofiar katyńskich – mówi. – Oni zginęli. Przeżyli dramat rozdzielenia z rodziną, więzienia, niepewności aż wreszcie stanęli w obliczu śmierci i to był koniec. A ich rodziny żyły w strachu o nich i o siebie, bo czekała ich zsyłka na Sybir. Wystarczyło, by ktoś zadenuncjował i rodziny nie ma. Na szczęście, widać babcia była tak dobrą osobą, że nikt jej krzywdy nie chciał zrobić, łącznie z wójtem Brzuchowic, który też jej nie wydał. Ale bała się. Dlatego spaliła wszystkie ostatnie pamiątki po mężu, czyli te kartki ze Starobielska.

ZOBACZ TAKŻE
Odsłonięcie i poświęcenie pomnika w obiektywie Mariusza Kucharskiego

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto