Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kawiarnie i restauracje lat 60., 70. i 80. w Tychach [WSPOMNIENIA]

Jolanta Pierończyk
"Słoneczna" w Tychach
"Słoneczna" w Tychach Muzeum Miejskie w Tychach
Kawiarnie i restauracje lat 60., 70. i 80. w Tychach: Józefinka, Barbórka, Sasanka, Słoneczna, Kameralna, Kaskada, Agawa... Śladu po nich nie ma, ale w pamięci tyszan ciągle żyją. Muzeum Miejskie w Tychach przygotowuje wystawę na ich temat i zbiera wspomnienia. My też zapraszamy do wspomnień.

Kawiarnie i restauracje lat 60., 70. i 80. w Tychach [WSPOMNIENIA]

Gabriela Ferdyn:**
W czasach, gdy mało kto miał w domu telefon i nie było szans na tzw. zdzwonienie się, kawiarnia była miejscem, gdzie można było spotkać znajomych. Wystarczyło wiedzieć, gdzie kto przesiaduje. Młodzież zaglądała przede wszystkim do „Józefinki”. Tam była szafa grająca, tam się chodziło na wagary, tam niektórzy też w niedzielę zamiast do kościoła, a potem – gdy ludzie wracali z mszy – pytano, co było na kazaniu, żeby wiedzieć, gdyby rodzice pytali.
Jak osoby, na której nam zależało, nie było w „Józefince”, szło się do „Mimozy”, która już była kawiarnią wyższego lotu. Tam licealiści nie zachodzili, bo można byłoby się natknąć na jakiegoś nauczyciela, ale po maturze już było można. Pamiętam, że w szatni był telefon i można było u szatniarza skorzystać.
Jak już kogoś nie było w „Mimozie”, to w ostateczności zaglądało się do „Teatralnej”.
Przy obecnym placu Baczyńskiego była jeszcze Herbaciarnia Gruzińska, ale tam raczej rodziny chodziły. Młodzież tam nie przesiadywała.
Rzadko zachodziłam do „Barbórki”, bo to było na końcu miasta. Nie chodziłam do „Agawy”. Nie chodziłam też do „Sasanki” i „Kameralnej”, które słynęły z cosobotnich dancingów.
Charakterystyczne dla wszystkich dawnych lokali w Tychach, i chyba nie tylko, była chmura dymu. Bo wszyscy palili. W Gruzińskiej była wprawdzie sala dla niepalących, ale na ogół pusta.

Gabriela Wysocka:
Z dzieciństwem kojarzy mi się „Józefinka”, gdzie rodzice zabierali nas na lody z okazji Dnia Dziecka. To było wielkie święto. Cały rok czekaliśmy na to wyjście. Czuliśmy się tak dorośle.
Przez 25 lat mieszkałam nad „Słoneczną” i pamiętam, że rodzice nie byli zadowoleni z tego sąsiedztwa. Przeszkadzała im muzyka podczas dancingów, przeszkadzało turlanie beczek z piwem do piwnicy, od którego to turlania cały dom się trząsł. Natomiast ja osobiście pamiętam głośne brzęczenie neonu „Słonecznej” (słońce). Zawsze bałam się, że to zapowiedź jakiegoś zwarcia.
Kiedy już byłam nastolatką chodziłam z koleżankami do „Agawy” na Dzierżyńskiego (dziś Grota-Roweckiego) na coca-colę.
„Mimoza”, która była już elegantszą kawiarnią i restauracją, kojarzy mi się przede wszystkim z pierwszą randką z moim obecnym mężem.

Grażyna Jurek:
Na osiedlu F, gdzie mieszkałam, kultowymi miejscami były: „Barbórka” i „Kaskada”. Pod koniec szkoły podstawowej, siódmej czy ósmej klasie, chodziło się do „Barbórki” na ciastko tortowe za 2 zł, wodę firmową (lemoniada z cytryną podawana w wysokiej szklance, której brzeg posypany był cukrem, co bardzo mi się podobało, do tego była słomka, prawdziwa, nie plastikowa). W tej kawiarni przesiadywał Rysiek Riedel ze swoim towarzystwem (mieszkał w sąsiedztwie „Barbórki”).
Podobnie było w „Kaskadzie”, (w jej pomieszczeniach znajduje się obecnie redakcja DZ). Tu chodziłam rzadko, na lody cassate.
Kiedy byłam w liceum, koło „Peweksu” otwarto „Sasankę” i tam się spotykałam z koleżanką na kawie (oczywiście, w szklance, z „gruntem” – takie czasy, taka moda) i ciastku.
Eleganckim miejscem była Herbaciarnia Gruzińska, gdzie chodziło się po pochodach pierwszomajowych, ja – na lody z bakaliami i ajerkoniakiem.
W okresie późnego liceum i na studiach bywało się w „Agawie”, której charakterystycznym wystrojem była duża palma. Tam chodziło się na kawę i wino.
Początkiem lat 80. naprzeciw kościoła Jana Chrzciciela otwarto „Magnolię”. Tam spotykałam się z moim obecnym mężem i koleżanką z liceum. Na kawie i ciastku bywałam też w „Staropolskiej” (późniejsza nazwa „Słonecznej”).
Wspólnym mianownikiem wszystkich ówczesnych lokali był wszechobecny dym nikotynowy, który śmierdział na trzy przemarsze koni. Charakterystyczny był też strój kelnerek, które albo były strojach regionalnych (Gruzińska i Barbórka – tu strój śląski) lub normalnych, ale koniecznie z koronkowym paseczkiem we włosach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kawiarnie i restauracje lat 60., 70. i 80. w Tychach [WSPOMNIENIA] - Tychy Nasze Miasto

Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto