Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Artur Pławski: Tychy oczami Wielkopolanina [ZDJĘCIA]

Jolanta Pierończyk
Z cyklu "Podchody"
Z cyklu "Podchody" Artur Pławski
Artur Pławski jest laureatem pierwszej nagrody konkursu Tychy Press Photo 2014. Nagrodę dostał za fotoreportaż pt. "Podchody", ale na wystawie są też jego zdjęcia pokazujące artystyczne spojrzenie na budowę DK 1. On sam pochodzi z Poznania. Oto, jak odbiera Tychy.

- Tychy to niebanalna nazwa. Brzmi suwerennie. Ba, nawet egzotycznie. Koluszki, Warszawa czy Ciche Małe – wszędzie tam czuć, że to nazwa miejscowości. Tu takiej obecności miejsca się nie czuje – mówi Artur Pławski, fotograf, laureat pierwszej nagrody w konkursie Tychy Press Photo 2014, z Tychami związany od pięciu lat.

Artur Pławski. Pierwszy kontakt z nazwą Tychy

Urodził się, wychował i wykształcił w Poznaniu. Po raz pierwszy usłyszał o Tychach, gdy miał… pięć lat.
Ojciec wtedy dostał malucha i bardzo się cieszył, że to egzemplarz wyprodukowany w Tychach. Powszechnie uważało się, że fabryka w Tychach produkuje lepsze auta niż bielska – wspomina Artur. – Wiadomo, jakie to były czasy, jak trudno było o auto, więc nie było mowy, żeby wybierać z serii, która by bardziej odpowiadała, więc jak już był ten samochód i jak się do tego jeszcze okazało, że z Tychów, to już była pełnia szczęścia.
Taki był jego bardzo wczesny kontakt z Tychami. Który w dziwny sposób tak mocno zapadł w dziecięcą pamięć. – Natomiast najpóźniej dotarło do mnie, że piwo Tyskie jest z Tychów. Myślałem, że to nazwa własna bez związku z jakąkolwiek miejscowością. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że to przymiotnik od nazwy Tychy
– wyznaje.

Artur Pławski. Pierwszy kontakt z miastem

Kiedy po raz pierwszy przyjechał do Tychów, obiekt, jaki mu się rzucił w oczy to była Brama Słońca. – Pomyślałem sobie, że to wzorcowe miasto socjalistyczne. Coś w rodzaju Nowej Huty. Pomnika, jaki sobie postawił tamten ustrój. Nie było jednak w tym myśleniu żadnej przygany. Bo nawet jeśli te bloki są w złym guście, to i tak jest to mocne. To jest historia dwóch-trzech pokoleń. Jest to trud ludzi, którzy tę szarą epokę musieli przebrnąć. Dla mnie to heroiczne – mówi.

Natomiast osiedlem A był oczarowany. – _Rewelacja! Te proporcje, te ornamenty, emblematy zwierząt nad wejściami do klatek_… - dodaje.

Artur Płąwski. Za co kocha Tychy?

Kocha Tychy przede wszystkim za spokój. – Tu jest ludzkie tempo życia – mówi Artur Pławski, który ma za sobą mieszkanie w różnych miastach. Ostatnie było w Warszawie. – A tutejsze korki to fraszka w porównaniu z Warszawą. Mieszkanie w Tychach to ciągły wypoczynek. Wielkość taka, że rowerem w kwadrans można objechać i wszystko załatwić. A do tego jezioro, lasy, parki i to sąsiedztwo gór, gdzie bez przygotowania i planów można się wybrać, bo to tylko godzina drogi.

Nie ukrywa, że takie miasto nijak się ma do jego wyobrażeń o Śląsku, który nadal kojarzy się z zadymieniem, przemysłem. Krótko mówiąc, miejscem, gdzie życie jest udręką. Tak więc spotkanie ze Śląskiem było miłym zaskoczeniem. Do tego wszystkiego ludzie są tu bardziej otwarci na obcych i życzliwsi niż w innych częściach kraju. – Takich przyjaznych kontaktów z ludźmi przypadkowo spotkanymi nie miałem nigdzie – mówi. – Ludzie tutaj są bardziej kontaktowi, pełni wewnętrznej energii i duchowego bogactwa. Jest w nich jakiś większy ogień i jest większy pierwiastek ludzkiego żywiołu niż gdzie indziej.

Artur Pławski. Tychy są zagadką

Mimo, że Artur Pławski mieszka tu już pięć lat i stara się to miasto poznawać, ciągle jest dla niego zagadką, tajemnicą. – A kiedy sobie zaczynam wyobrażać, jak tu to wszystko wyglądało kiedyś, gdy tego miasta jeszcze nie było; jak żyli tu ludzie, to aż ciarki po plecach przechodzą – wyznaje.
To myślenie o przeszłości zrodziło się pod wpływem albumu ze zdjęciami Andrzeja Czyżewskiego z czasów narodzin miasta, gdzie widać jeszcze pasące się krowy czy gęsi na tle pierwszych bloków lub spieszących do kościoła ludzi z Kresów w ich tradycyjnych odzieniach.
- I wtedy sobie pomyślałem, że właśnie taką codzienność i zwyczajność trzeba fotografować, bo to wszystko znika – mówi. – I wtedy zacząłem fotografować miasto. I można powiedzieć, że dopiero tu odkryłem w sobie fotografa. Fotografia zawsze mnie interesowała, miałem albumy ze zdjęciami, ale nie fotografowałem. Karierę próbowałem robić w malarstwie sztalugowym, ilustrowaniu książek. I dopiero teraz, z aparatem, czuję, że zaczynam jakąś niesamowitą przygodę. Mam wrażenie, że przez to istnieję dwa razy intensywniej.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto