Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia prof. Ryszarda Poręby - ręce, których mogło nie być

Jolanta Pierończyk
Wspomnienie cudownego ocalenia rąk  odżyła w pamięci prof. Poręby podczas spotkania z Janem Pawłem II
Wspomnienie cudownego ocalenia rąk odżyła w pamięci prof. Poręby podczas spotkania z Janem Pawłem II Prywatne archiwum prof. Poręby
"Ujechało mu ręce!" Ten krzyk do dziś brzmi mi w uszach i do dziś myślę, ile rzeczy by mnie minęło, gdybym tych rąk nie miał - wyznaje prof. Ryszard Poręba, szef Katedry i Oddziału Klinicznego Położnictwa i Ginekologii w szpitalu wojewódzkim w Tychach.

To było ponad pół wieku temu, w styczniu. W Rudzie Śląskiej. Profesor miał wtedy dziesięć lat. Wracał tramwajem z Wirka do Bykowiny z przyborami do rysunku. W pewnym momencie przypomniał sobie, że przecież nie ma jeszcze stalówki Redis.

- Było pół godziny do zamknięcia sklepu. Postanowiłem wrócić - wspomina profesor. - Wystarczyło "na mijance" złapać tramwaj do Wirka. Akurat nadjeżdżał. Wyskoczyłem z mojego tramwaju i pobiegłem do tamtego. Niestety, już ruszał. Złapałem się za rączkę, próbując rozepchnąć drzwi. Stopnie były śliskie. Ześlizgnąłem się po nich, ręka nie utrzymała się na uchwycie. Upadłem.

Ręce znalazły się na szynach. Ludzie na przystanku w krzyk. Tramwaj przejechał parę metrów i zatrzymał się. Profesor do dziś nie wie, jak mu się udało zsunąć te gołe palce po zmrożonej szynie. Jako dorosły człowiek wielokrotnie sprawdzał, co się dzieje w mroźny dzień po przytknięciu gołej ręki do szyny. I wie, że palce przywierają tak, że trudno je przesunąć. Wtedy się udało. Koło tramwaju przejechało tuż przed. Ręce ocalały.

- To jest jakiś znak od Boga. Jakieś przesłanie - mówiła sąsiadka Porębów, pani Wyciślikowa. Jej zdaniem, powinien był się poświęcić Bogu, wstąpić na drogę duchowną.

- Nie byłbym pierwszy w rodzinie - mówi profesor. - Księdzem był jeden z moich krewnych, Piotr Poręba, profesor teologii na KUL-u, którego wspominał mi sam abp Damian Zimoń, metropolita katowicki. Miło mi było, gdy powiedział, że cenił sobie jego wykłady.

Ale Ryszard Poręba nie czuł powołania do kapłaństwa. Przyznał się do tego przed proboszczem, któremu Wyciślikowa już zaczęła przebąkiwać, że szykuje się im kleryk. I opowiedział księdzu historię sprzed kilku laty (bo od tego już upłynęło wtedy jakieś pięć lat).

- W życiu każdego człowieka zdarza się przynajmniej raz coś takiego niewytłumaczalnego w sposób racjonalny. I to coś można nazwać cudem - powiedział wtedy proboszcz. - Synu, jeśli Bóg ci te ręce ocalił, to dlatego, że chciał, byś nimi służył ludziom.

- Sam o tym też myślałem - opowiada profesor. - Początkowo chciałem zostać pianistą. Chodziłem do szkoły muzycznej w Nowym Bytomiu, grałem na pianinie, ale jednak uznałem, że to chyba nie to. I wtedy pojawiła się myśl o medycynie. Między innymi dlatego, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie, które mnie cały czas nurtowało: czy gdyby mi te ręce przejechało, to czy możliwe byłoby ich przyszycie? I kiedy już zostałem studentem Akademii Medycznej, to zapisałem się do koła anatomicznego, w którym preparowało się narządy ludzkie. Ja wybrałem sobie oczywiście rękę do spreparowania. Żeby zobaczyć, jak ułożone są kości, naczynia, więzadła…

Wybory do rad osiedli w Tychach po nowemu. Efekt? Pół miasta ma swoje władze, pół - nie

Niestety, ponieważ narządy do preparowania były przechowywane w formalinie, a jej opary okazały się szkodliwe dla zdrowia przyszłego lekarza, musiał zrezygnować z praktycznego zgłębiania anatomii. Przeszedł do zakładu fizjologii. Dostrzegł go tam prof. Mieczysław Krauze i zaproponował wolontariat, co było wyrazem ogromnego uznania i wielkim wyróżnieniem. Stał się kimś w rodzaju asystenta. Będąc na trzecim roku Akademii Medycznej, prowadził ćwiczenia dla studentów młodszych o rok.

Studiując medycynę, cały czas myślał o kierunku zabiegowym. - W końcu uznałem, że będzie to położnictwo. Bo nie ma nic ważniejszego niż narodziny nowego człowieka - mówi profesor.

Został ginekologiem-położnikiem. Za każdym jednak razem, idąc na salę operacyjną, spogląda na ręce, których przecież mogło nie być.
4 stycznia 1994 roku, 42 lata po tamtym pamiętnym zdarzeniu w Rudzie Śląskiej, udało mu się ocalonymi rękami dokonać czegoś naprawdę wielkiego. Przeprowadził pierwszą w Polsce, a prawdopodobnie i w Europie, operację wewnątrzmaciczną na płodzie z wodogłowiem.

O swoich ocalonych rękach myślał też wtedy, kiedy w roku 1995 w Belwederze odbierał z rąk prezydenta Lecha Wałęsy nominację profesorską. Bo gdyby ich nie miał….

Wśród gości zaproszonych do Promnic na fetowanie tego wydarzenia znalazł się prof. Adam Ostrzeński, lekarz pracujący w Stanach Zjednoczonych. I on podczas tej uroczystej kolacji powiedział tak do zebranych: Ryszarda Porębę poznałem w Polsce, ale dopiero w Stanach poznałem jego zaangażowanie w pracę i jego kompetencje. Ten człowiek ulepił się własnymi rękami.

- Byłem zaskoczony tymi słowami - wspomina prof. Poręba. - Bo Ostrzeński nie znał mojej historii z dzieciństwa. Dopiero po tym wystąpieniu, powiedziałem mu, że dotknął czułego miejsca w mojej psychice, w moim mózgu. Ujął to tak trafnie, że nie można było lepiej. Rzeczywiście, jako lekarz ulepiłem się własnymi rękami. W mojej rodzinie lekarzy nie było. Nie mogłem więc liczyć na protekcję, pomoc w wejściu w lekarskie środowisko. Do wszystkiego doszedłem sam.

Myśl o cudownym ocaleniu rąk jeszcze mocniej odżyła w pamięci profesora, gdy w październiku 2000 roku, podczas prywatnej audiencji, jego prawej dłoni dotknął Ojciec Święty, Jan Paweł II. - Ciarki mnie wtedy przeszły - mówi profesor. - Przecież gdybym nie miał tych rąk, nie byłoby tego spotkania. Niemożliwe byłoby zetknięcie się naszych dłoni, moich i Ojca Świętego.

Podczas tego spotkania prof. Poręba wręczył papieżowi prezent. - Długo się zastanawiałem, co mógłbym mu ofiarować - opowiada. - Zastanawiając się, miałem cały czas w pamięci słowa mojego kuzyna, który twierdzi, że prezent musi … boleć tego, który ofiaruje. Musi to być bowiem coś drogiego nam. Coś, co sami chcielibyśmy mieć. I postanowiłem ofiarować kopię najstarszej figurki rodzącej bogini. Figurki Z Anatolii, sprzed 6000 lat przed Chrystusem. Figurka ta trafiła do Muzeum Watykańskiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tychy.naszemiasto.pl Nasze Miasto